Esej Mártona Békésa, dyrektora naukowego Instytutu XXI. wieku
Pierwszą śmiertelną ofiarą epidemii koronawirusa jest liberalizm. To, co było pożądane w ostatnim ćwierćwieczu i stało się naturalne od dziesięcioleci, nagle zaczyna działać na naszą zgubę. Zamiast poruszania się bez ograniczeń, praw indywidualnych, wolności biznesowej i globalnych połączeń mamy sytuację kryzysową, nadzwyczajny porządek prawny, środki ograniczające, sankcje, poszerzenie uprawnień władz państwowych, centralną informację i zarządzanie operacyjne.
Status quo ante, oparty na doznaniach, cyfrowych transakcjach i elastycznej tożsamości, nie wróci przez dłuższy czas, podobnie jak kupowane z dnia na dzień bilety lotnicze i bezchmurna radość z podróżowania bez ryzyka. Estetyka stanu wyjątkowego wymaga dramatyzmu i majestatu, idą w kąt rozpraszające filtry w odcieniach sepii. Potem nic nie będzie już takie, jak było przedtem.
EPIDEMIA GLOBALIZACJI
Globalizacja to najwyższy szczebel modernizmu, ponieważ charakteryzuje się swobodą ruchu, a więc przepływu towarów, poruszania się, obrotu i handlu, i oznacza uczynienie ruchu nieskrępowanym i planetarnym (korzeń terminu „modernizm” oznacza po łacinie ruch). Zgodnie ze sformułowaniem Roberta Ardreya, cytowanym również w 2001: Odyseji kosmicznej „współczesny świat jest jak pełen ładunków wybuchowych, jadący z wyłączonymi światłami pociąg pędzący przez mglistą bezksiężycową noc”. W procesie globalizacji narzędzia, technologia i towary rzeczywiście są dostępne na całym świecie, ale wartości nie stały się uniwersalne, co sprawiło, że Dobro i Zło są już częścią jednego świata (One World) (Jean Baudrillard: The Violence of the Global. 2002). Nadzieja na światowe oświecenie wkrótce zagubiła się w mrocznej rzeczywistości globalizacji.
W obliczu mnożenia się i nasilania globalnych kryzysów (migracja, wojna handlowa, epidemia) swoboda relokacji dobiega końca, co wyraźnie oznacza zmierzch globalizacji. Obecnie obserwujemy rozpad wszystkiego, co na przestrzeni wieków oraz w wyniku wojny czy wojen światowych XX wieku (1914–1991) w ogóle umożliwiło globalizację pod względem infrastruktury i konstrukcji.
Sto lat temu podczas epidemii hiszpanki, która szalała w latach 1918–1922, mówiono, że „zniszczenie, jakie powoduje epidemia przeciągająca po całej Europie, jest podobne, jak w czasie mniejszej wojny” (dr János Bársony, Tygodnik Lekarski, 1918). Według historyków, hiszpanka była najbardziej niszczycielską epidemią w historii świata, mogła zarazić do jednej piątej ludzkości, a liczbę ofiar śmiertelnych szacuje się na od 20 do 100 milionów (dla porównania: I wojna światowa pochłonęła 10 milionów ofiar śmiertelnych, a rosyjska wojna domowa dalsze osiem). Hiszpanka, czyli jedna z odmian grypy typu A, dostała się na kontynent prawdopodobnie wraz z amerykańskimi żołnierzami i stamtąd w trzech falach wyruszyła w niszczycielską podróż po świecie. Tak jak sto lat temu pierwsza wojna światowa zrodziła pierwszą pandemię, tak teraz pojawienie się społeczeństwa światowego idzie w parze z powstaniem nowej pandemii. Związek między nimi jest organiczny.
Powody niespotykanej śmiertelności ówczesnej epidemii były dwojakie: niezdolność do ochrony przez układ odpornościowy ludności na całym kontynencie osłabionej na skutek wojennego zaopatrzenia i ruchy powracających do domu milionów żołnierzy przenoszących wirusy. Na Węgrzech co najmniej 50 tys. osób starło się ofiarami epidemii. Hiszpanka nie wybierała: zmarł na nią poeta Endre Ady i ostatni król Węgier Karol IV, ale także Guillaume Apollinaire, Tivadar Csontváry Kosztka i Egon Schiele, Gustav Klimt i Loránd Eötvös, Margit Kaffka i Max Weber, Mark Sykes i Jakow Swierdłow.
Zgodnie z gorzkim stwierdzeniem z tamtych czasów, po pierwszej wojnie światowej najbardziej demokratycznym zjawiskiem na świecie była hiszpanka. Ta choroba przyniosła epokę demokracji, a obecna zamyka dobę liberalizmu.
Kontrole graniczne również w strefie Schengen, surowe przepisy dotyczące zdrowia publicznego, zakaz wywozu niektórych produktów, rozważanie wprowadzenia urzędowych cen sprzętu ochronnego, ograniczenia dotyczące zgromadzeń, odwołane loty, zakaz wjazdu i kwarantanna. Nikt już nie martwi się wpuszczaniem emigrantów tłoczących się na granicy turecko–greckiej, ponieważ pytanie brzmi, czy pracujący gościnnie we Włoszech powinni zostać wpuszczeni z powrotem do swojego kraju? „Otwarte społeczeństwo” i słynne cztery swobody materialne Unii Europejskiej (dotyczące przepływu siły roboczej, kapitału, towarów i osób), jako żelazne prawa neoliberalnej globalizacji są unicestwiane na naszych oczach – gdybyśmy je nadal podtrzymywali, ściągnęłoby to na nas zagrożenie biologiczne powiązane z zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Po epoce neoliberalizmu zaczynamy przechodzić do czegoś innego, czego nazwy jeszcze nie znamy, co najwyżej zaczynamy przeliterowywać. „Świat pozbawiony porządku świata” (Mária Schmidt) nabiera nowego kształtu.
DOKŁADNIE TERAZ TO PRZEMIJA
Napis na nagrobku znanej nam dotychczas globalizacji będzie brzmiał: ŻYŁA 1990 – 2020. Każde z trzech dziesięcioleci, pozostałych za nami, miało własną duchową osobowość, a wszystkie one należały do Zeitgeistu globalizacji, światowego kapitalizmu i liberalnej demokracji. Lata dziewięćdziesiąte, pomiędzy 1989-tym i 2001-szym były przesycone wiarą w nieograniczoną wolność, która zdawała się zamykać samą historię wraz z rozprzestrzenieniem modelu amerykańskiego na cały świat. Francis Fukuyama sformułował iluzję „końca historii” podczas neokonserwatywnej konferencji latem 1989 r., po której mur berliński stał jeszcze przez pół roku! Nadzieje na neoliberalną globalizację były najbardziej zajadłe w tym okresie trochę ponad dekady, lekceważąc wszystko, co działo się od Jugosławii po Czeczenię i Ruandę.
W pierwszej dekadzie XXI wieku eksport demokracji wydawał się przez jakiś czas możliwy (2001 r. – Afganistan, 2003 r. – Irak), ale zarówno on, jak i globalna gospodarka oparta na spekulacjach już w 2008 r. wykazywały silne oznaki kryzysu. Misja globalna demokracji zatopiła się w piaskach pustyni, a globalny kapitalizm w instrumentach pochodnych rynku kredytowego.
Na początku następnej dekady, czyli w połowie lat 2010-tych nastąpił punkt zwrotny – z jednej strony poprzez zwiększenie w 2015 r. spektakularności kryzysu emigracyjnego, a z drugiej strony z powodu upadku w 2016 r. dwóch transatlantyckich filarów neoliberalnego ładu światowego: za sprawą referendum w sprawie Brexitu i wyboru Donalda Trumpa na prezydenta USA. Wtedy to wiatr się odwrócił i stara formuła Marksa, zgodnie z którą rewolucje wybuchają wtedy, gdy klasa rządząca nie może na stary sposób rządzić, a ludzie nie chcą na stary sposób żyć, zyskała potwierdzenie. Lata 2010-te były dekadą buntu, którego główne ambicje polityczne były przez przeciwników nazywane po prostu populizmem, choć przecież oznaczały ochronę suwerenności, demokratycznego podejmowania decyzji i tożsamości narodowej.
Obecna dekada, lata dwudzieste, rozpoczęła się od trzech wydarzeń: w amerykańskim Senacie upadła procedura impeachmentu przeciwko Trumpowi, po latach odkładania został wdrożony Brexit i cały świat jest zmuszony nałożyć ograniczenia z powodu koronawirusa. Wszystkie te trzy wydarzenia pokazują, że demokratycznych decyzji, które zerwały z globalno-liberalnym status quo poprzedniej dekady, nie można cofnąć, ale można zmienić istniejący porządek świata. Wszystko to łączy się w szereg rozpoczętych już w ostatniej dekadzie działań związanych z deglobalizacją (spadek autorytetu organizacji i porozumień międzynarodowych, ochrona granic, protekcjonizm), które mogą zostać przyspieszone przez działania państwa podejmowane w celu ograniczenia pandemii. Oto, na czym stoimy.
KONWERGENCJA KATASTROF
Według Guillaume'a Faye'a, chojraka francuskiej Nowej Prawicy, globalne kryzysy zejdą się w latach 2010–2020 i będą się nawzajem wzmacniać, tworząc nową cywilizację (La convergence des catastrophes. 2004). Zgodnie z jego założeniem, zbiegają się cztery grupy katastrof, a każda z nich zawiera kilka kryzysów. Jak następuje: 1) zapaść systemu ekologicznego, zanieczyszczenie środowiska, zmiany klimatu, unicestwianie siedlisk z powodu narastania epidemii; 2) starcia pomiędzy cywilizacjami, w tym radykalizacja islamu, terroryzm, masowa imigracja; 3) zepchnięcie Europy na skraj chaosu spowodowanego przyczynami demograficznymi, recesją gospodarczą i napięciami etniczno-społecznymi; i wreszcie 4) globalny kryzys gospodarki, spowodowany brakiem możliwości podtrzymania jej struktury, wyczerpaniem surowców, kryzysem rolnym i zadłużeniem. Nawet jeśli nie znajdujemy się jeszce w takiej sytuacji, to jednak zdarzają się sygnały ostrzegawcze, a to przez równoległe ustawienie się następujących trzech kryzysów: spowodowana przeludnieniem migracja, skradająca się recesja gospodarcza i ryzyko epidemii. Spójrzmy na nie po kolei!
Cywilizacja islamska od Algierii po Afganistan jest najbardziej płodna, jej populacja wzrośnie do 2050 roku do 1,3 miliarda ludzi, a liczba ludności muzułmańskiej w Europie też zwiększy się czterokrotnie w ciągu następnych trzydziestu lat. Nie ma żadnej nadziei na złagodzenie presji migracyjnej zagrażającej Europie z południa i wschodu, zwłaszcza jeśli sytuacja geopolityczna w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie pozostanie niezmieniona, spośród kryzysów wszystko to na dodatek jest również ściśle związane ze skutkami zmian klimatu. Od lat ekonomiści przewidują zbliżanie się koniunktury lat 2010-tych do końca, co zamknęłoby trwający przeciętnie od 8 do 10 lat obecny cykl odcinków wzrostu gospodarki światowej. Oprócz utraty równowagi między podażą i popytem może to być spowodowane również innymi zakłóceniami równowagi rynkowej (pęknięcie bańki, zmiana technologii) lub siłą wyższą (wojna, epidemia, klęska żywiołowa).
Spowolnienie gospodarcze, wywołane przez epidemię nawet w krótkim okresie, przejawiające się zarówno niestabilnością giełdy, częściowym lub całkowitym zaprzestaniem produkcji, jak i ograniczeniem żeglugi i ruchu lotniczego, miało dramatyczny wpływ na ceny ropy naftowej. OPEC zmniejszył wydobycie ropy, a od ostatniego globalnego kryzysu w 2008 r. nie było tak wielkiego spadku cen w ciągu jednego dnia, jak ostatnio. Recesja gospodarcza wynikająca ze zmniejszenia cen ropy spowodowanego spadkiem popytu dotknie przede wszystkim kraje o większości muzułmańskiej (Irak, Iran, Kuwejt, Libia, Nigeria, Arabia Saudyjska), które na niej jednostronnie budowały swoje gospodarki. Z nich wywodzą się główne źródła emigracji lub kraje tranzytowe, znajdują się one w strefie działań wojennych, a na dodatek jeden z nich jest również mocno dotknięty koronawirusem.
Najszybciej i najbardziej wrażliwie zareagowała na zmiany turystyka. Sektor, który stanowi ponad 10 procent globalnego PKB, oferujący także około jednej dziesiątej miejsc pracy (prawie 320 milionów stanowisk), był najszybciej rozwijającym się sektorem gospodarki światowej przed epidemią. Od końca ubiegłego roku liczba chińskich turystów drastycznie spadła, odwoływane są imprezy przyciągające tłumy, tysiącami odwołuje się loty międzynarodowe, masowo rezygnuje się z rezerwacji noclegów, obniża się wartość akcji linii lotniczych, mniejsze upadają, a większe zmuszone są do zwolnień. W tym sektorze nawet w małej skali zauważalne jest ryzyko epidemii i konwergencja kryzysów gospodarczych. Fakt, że nie pozostawiamy szans na powiązanie migracji i epidemii, świadczy o naszym zdrowym rozsądku.
NAPRZÓD W PRZESZŁOŚĆ
Sto lat temu wielokrotnie przepowiadano współczesny sąd ostateczny (Otto Weininger), zmierzch Zachodu (Oswald Spengler) lub nowe średniowiecze (Nikołaj Berdiajew), każda z tych wróżb była na swój sposób prawdziwa, bowiem kryzys moralny początku XX wieku zakończył się I wojną światową, która zrodziła nowe religie kolektywizmów. Nowy wspaniały koniec świata w XXI wieku coraz bardziej przypomina to, co napisał Emil Cioran: „Jesteśmy świadkami skażenia utopii apokalipsą: »nowa ziemia«, którą głosi, coraz bardziej przybiera postać nowego piekła. Utopia i apokalipsa stapiają się właśnie w jedno.” Konkretna biologiczna sytuacja awaryjna uwięziła głos w gardłach zielonych biczowników głoszących zeszłoroczną małostkową, utopijną religię apokalipsy. Gretę zastąpił Covid-19, a „rewolucja wymierania” jest dziś już najwyżej niesmacznym żartem.
Podejście do czasu podstawowej ideologii globalizacji, czyli liberalizmu, wydaje się zawracać: nikt nie wierzy już w nieograniczony postęp i nie uważamy, że historia jest procesem jednokierunkowym, na końcu którego czeka nas fantastyczna obfitość, ziemska beztroska i całkowita wolność. Jakby prześladowały nas cienie przeszłości, o których jeszcze nie tak dawno myśleliśmy, że przekroczyliśmy je raz na zawsze. Na przykład najczęściej używanym obecnie terminem jest kwarantanna, powstał on w XIV wieku w Wenecji, i oznaczał 40-dniowy (quaranta giorni) areszt, dzięki któremu chciano zapobiec wprowadzeniu roznoszonej przez załogi statków handlowych dżumy. Najpopularniejszym hashtagiem we Włoszech jest dziś #staiacasa (zostań w domu). I dziś nie ma lepszego sposobu na ominięcie zarazy, niż 700 lat temu: odosobnienie i zamknięcie, pozostanie w jednym miejscu, modlitwa.
Bylibyśmy zaskoczeni, gdyby wartości, interesy i rozwiązania, które przenikały i czyniły bezpiecznym świat sprzed globalizacji, nie wyszły ponownie na pierwszy plan w latach 2020-tych. Oto one:
1) Powściągliwość — rewolucje technologiczne i oparte na poznaniu społeczeństwo konsumenckie już do tej pory narobiły apetytu na strategię stoicką, ale w cieniu epidemii może rozkwitnąć prawdziwy epikurejski renesans. Najważniejsze jest jednak nie niezaprzeczalne umocnienie się tego słabego odczucia, ale fakt, że styl życia ostatnich dwudziestu lat, nastawiony na globalną turystykę, rozwój handlu światowego i tanie kredyty, został zastąpiony przez tradycyjny, mający granice sposób życia, z jego cnotami ostrożności, oszczędności i solidarności. Oznacza to zwrot moralny.
2) Suwerenność państwowa — ochrona granic, ochrona rynku, zwiększona kontrola przepływu (czy to ludzi, czy towarów, czy rodzajów kapitału) może prowadzić do wzmocnienia zorganizowanej wspólnoty społecznej, czyli państwa i do naturalnej konsekwencji tego, czyli do prymatu polityki. Nie zapominajmy: „suwerenem jest ten, kto decyduje o stanie wyjątkowym” (Carl Schmitt). Zwiększona kontrola granic, regulacje urzędowe, ograniczenia terytorialne i upaństwowienie już nie są tabu, ale rękojmią naszego przetrwania. To przyniesie zwrot polityczny.
3) Narodowa autarkia — stało się jasne, że globalny wolny handel, globalne przemieszczanie się oraz produkcja, transport i dystrybucja oparte na globalnych łańcuchach wartości są nie tylko niemożliwe do utrzymania, ale także wyjątkowo wrażliwe. Klęski żywiołowe w odległych częściach świata narażają produkcję całego globu, zagrażając wytwórstwu i zaopatrzeniu niepowiązanych ze sobą bezpośrednio — ani pod względem terytorialnym, ani gospodarczym, ani kulturowym — obszarów. Przyznajemy, że współpraca lokalna (krajowa, regionalna czy dotycząca makroregionu) jest znacznie bezpieczniejsza i bardziej korzystna niż globalna gospodarka i handel. Spowoduje to zwrot gospodarczy.
Stoimy na zgliszczach starego świata. Od dziesięciu lat Węgry — jak wielokrotnie w swojej historii — są znów w fazie odbudowy w oparciu o wartości, które mogą pomóc nam w rozwiązaniu obecnego kryzysu i w stworzeniu przyszłego świata w sprzyjających nam ramach. Węgry od 2010 r. są zainteresowane przejęciem strategicznych sektorów przez państwo i procesem uwolnienia się od MFW; w ustawie zasadniczej od 2012 r. zapisano kolektywne wartości narodowe i ich ramy polityczne; pół dekady temu nauczyliśmy się zamykać nasze granice. Wszystko, co musimy teraz zrobić, to pozostać takimi, jakimi byliśmy do tej pory.
Świat powoli nas dogoni…
Artykuł został pierwotnie opublikowany na stronie PestiSrácok. Serdecznie dziękujemy za zgodę autora i wydawcy.