5 maja 2020
Dawno nie pisałam, a to z braku czasu spowodowanym nadrabianiem zaległości w zdalnym nauczaniu, obowiązującym na Węgrzech od 16 marca. W naszym przypadku posiadanie dwójki dzieci w wieku szkolnym i jednego w przedszkolnym oznacza, że nauczanie online odbywa się na przynajmniej dwóch poziomach. Trudno jest naraz prowadzić zajęcia w 3 i 5 klasie podstawówki, na dodatek tak, by przedszkolak nie przeszkadzał, ale i nie uzależniał się od smartfona czy tabletu. Pomijając każdorazowy półgodzinny coaching z motywacji, to gdy gotowi jesteśmy mniej więcej ze szkołą, okazuje się, że połowa dnia minęła, a ponieważ nauczanie domowe póki co zaliczane jest do usług obowiązkowych, ale bezpłatnych, przede mną wciąż do zaorania poletko etatu za kasę.
Dziś będzie o usługach. Przesunę więc dywagacje o najnowszych poluzowaniach na kolejny raz. Jako ciekawostkę dodam tylko, że na Węgrzech Dzień Matki (a wraz z nim i Babci) obchodzi się zawsze w pierwszą niedzielę maja, i z tej okazji już w piątek i sobotę kwiaciarnie mogły być dłużej otwarte, tak by wszystkie mamy mogły zostać obsypane kwiatami. Ale były i takie znaki tego święta na ziemi. To wnuczęta i dzieci naszej sąsiadki taką niespodziankę jej sprawiły!
Boldog Anyák Napját! Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Matki!
Węgry to chyba jedyne państwo, gdzie podczas pandemii koronawirusa wprowadzone przepisy i ograniczenia w przemieszczaniu się uznają za uzasadnione wyjście z domu w celu odwiedzenia salonu fryzjerskiego czy kosmetycznego, oczywiście w czasie na to przewidzianym, czyli w godz. 6-15. Przeprowadzając mały wywiad wśród znajomych, okazało się jednak, że wiele osób zrezygnowało z tych wizyt, uważając je za zbyt ryzykowne.
Największymi poszkodowanymi są osoby na samozatrudnieniu oraz małe i średnie firmy z branży gastronomicznej i turystycznej. Zamknięcie granic praktycznie z dnia na dzień rozłożyło na łopatki cały sektor turystyki: od przewoźników po hotelarzy z przewodnikami i producentami pamiątek włącznie. Wraz z wprowadzeniem stanu zagrożenia epidemią COVID-19 zamknięto wszystkie usługi gastronomiczne z wyjątkiem tych świadczących dostawy do domu lub na wynos. Bary, puby, winiarnie i kawiarnie nieposiadające kuchni, z dnia na dzień straciły źródła dochodu, a udzielone przez rząd wsparcie w postaci obniżonego ZUS-u, zostało potraktowane jako kiepski żart, bo co tu mówić o ZUS-ie, jak się ma przed sobą taką pustkę, z której i sam Salomon by nie nalał. Z czego ludziom pensję płacić? A przecież oprócz zapewnienia wynagrodzenia pracownikom właściciel ma też swoje wydatki, i tu zagwarantowanie przez rząd, że przez 3 miesiące właściciele lokali nie mogą wymówić wynajmu, nawet gdy najemca nie płaci, stawia i tych pierwszych, i tych drugich w dość nieciekawej sytuacji.
Jest jednak światełko w tunelu! Na dotacje mogą liczyć przedsiębiorcy, których obrót nie spadł o połowę, i to też nie od ręki. Wsparcie będzie wypłacane w drodze konkursu. Wiadomo, trzeba być proaktywnym, dwoić się i troić, to może choćby czwórka w Dużym Lotku się trafi. Bo niekoniecznie się należy.
Wsparcie rządu węgierskiego jest jak na razie bardziej widoczne na ekranie telewizora, komputera czy smartfona, bo nawet bajki o złotej rybce nie da się obejrzeć bez zapewnienia, że „żaden Węgier nie jest sam”.
Ale wiadomo, są priorytety. Służba zdrowia, zakup środków ochronnych, zapewnienie bezpieczeństwa...
„Jeszcze w zielone gramy, jeszcze nie umieramy…”
Prosto z Budapesztu,
Marzena Jagielska
Blogerka, redaktorka naczelna „Polonii Węgierskiej” w Budapeszcie