Back to top
Publikacja: 28.05.2020
Rozmowa z prof. Rafałem Chwedorukiem.
Polityka

 


Panie Profesorze, choć oficjalnie kampania wyborcza jeszcze nie wystartowała, to de facto toczy się już od jakiegoś czasu. Wybory prezydenckie jest to starcie kandydatów, ich osobowości, ale zarazem starcie między obozami politycznymi. Dwa największe obozy – rządowy obóz „Dobrej Zmiany” oraz ten skupiony wokół Platformy Obywatelskiej są kompletnie nierozumiane poza granicami naszego kraju. Dość powiedzieć, że zarówno Prawo i Sprawiedliwość, jak i Platforma Obywatelska są przez komentatorów europejskich nazywane partiami konserwatywnymi i prawicowymi. Skąd takie zamieszanie i takie niezrozumienie tych ogromnych różnic miedzy nimi?

Podziały polityczne w Polsce są pochodną czynników, które występują w innych europejskich krajach, ale także naszej polskiej specyfiki. Podział na Platformę i PiS narodził się w wyniku osłabienia lewicy wyrastającej jeszcze z dawnej partii komunistycznej i początkowo, 15 lat temu, różnice między dwiema głównymi dziś partiami były stosunkowo niewielkie. Z czasem okazało się, że ten podział stał się atrakcyjny dla wielu obywateli i ujawnił różne osie podziału istniejące w polskim społeczeństwie. Osie podziału, które nie ujawniały się przy systemie partyjnym z lat 90. Podział na Platformę i PiS przebiega wedle bardzo różnych kryteriów. W kwestiach społeczno-ekonomicznych konserwatywna prawica w Polsce reprezentuje podejście bardziej chadeckie, w niektórych aspektach wręcz socjaldemokratyczne w kwestii gospodarki i polityki społecznej. Platforma Obywatelska zawsze reprezentowała bardziej rynkową orientację, wyrastała zresztą z fascynacji części jej działaczy postacią i polityką Margaret Thatcher. W Polsce nazwano ten podział kiedyś podziałem na Polskę solidarną i Polskę liberalną. Po drugie, można odnaleźć różnice kulturowe, choć nie są one tak bardzo silne, jak to by się na pozór zdawało, dlatego że duże partie muszą w tej materii unikać zbyt daleko idących działań. Prawo i Sprawiedliwość w dużo większym stopniu prezentuje postawę tradycjonalistyczną, konserwatywną, odwołującą się do tradycyjnych więzi społecznych i uznającą szczególną rolę religii w życiu społecznym. Platforma Obywatelska jest w tej materii bardzo niejednoznaczna, niewyrazista, skupia w swoich szeregach zarówno byłych działaczy mocno konserwatywnej prawicy, jak i byłych członków partii lewicowych. Po trzecie, bardzo silnie zaznacza się w Polsce podział na centrum i peryferie. Nie przypomina to podziału węgierskiego, albowiem w Polsce stolica nie jest zamieszkiwana przez tak duży odsetek wyborców, dotyczy to raczej w ogóle wielkich miast oraz mniejszych ośrodków, w pewnym stopniu dotyczy to także różnic przestrzennych, gdzie prawica może liczyć na nieco większe poparcie na wschodzie i południowym wschodzie kraju, a pozostałe partie liberalne i lewicowe raczej na zachodzie i północy. Do tego dochodzą jeszcze inne, dzisiaj już mniej istotne osie sporu dotyczące sposobu traktowania państwowości sprzed 1989 roku. Warto przy tym dodać, że zachodzące niezrozumienie polskich podziałów może wynikać również z tego, że Platforma Obywatelska, jak i jej mniejszy sojusznik w postaci Polskiego Stronnictwa Ludowego wcześniej stały się członkami Europejskiej Partii Ludowej, natomiast Prawo i Sprawiedliwość związało się z innymi partiami konserwatywnymi spoza EPL, natomiast i w tej partii zastanawiano się przez dłuższy czas nad perspektywą związków z Europejską Partią Ludową, czego sens pokazuje chociażby współpraca między PiS-em a Fideszem, który należy do dziś przecież do EPL.

Z jakim kapitałem, jeśli można tak określić, do tej kampanii o swoją reelekcję wchodzi obecnie urzędujący Prezydent Polski Andrzej Duda?

Silny, bipolarny konflikt polityczny w Polsce spowodował, że politycy - w tym głowa państwa - są silnie identyfikowani z własnym obozem politycznym. Wszystko to, co stało się kanwą zwycięstw wyborczych konserwatywnej prawicy w ostatnich latach, stało się też atutem Andrzeja Dudy w walce o reelekcję, zwłaszcza że przy niektórych popularnych społecznie reformach prezydent odegrał pewną rolę. Większość obywateli wyraża akceptację dla reform, które na przykład przywracały podniesiony kiedyś przez liberalne rządy wiek przechodzenia na emeryturę i akceptuje świadczenia finansowe dla osób, które decydują się mieć dziecko. Akceptowane są również różne posunięcia związane czy to z reformą szkolnictwa, czy kwestiami szeroko pojętego bezpieczeństwa państwa. Początek pandemii i szybka reakcja rządu i prezydenta spowodowały wzrost ich notowań, umacniając Andrzeja Dudę w roli faworyta wyborów. Pewnym kapitałem obozu rządzącego i Andrzeja Dudy jest także to, że wśród opozycji trwa rywalizacja o przywództwo i o podobny elektorat opozycyjny walczyć będzie kilku kandydatów, wywodzących się z różnych partii politycznych, bądź w ogóle nie związanych na co dzień z partiami, ale sytuujących się po stronie liberalnej opozycji.

Pozostańmy na chwilę przy kandydatach opozycyjnych. Gdyby Pan miał w jednym haśle lub jednym zdaniem scharakteryzować każdego z nich (mówimy tu oczywiście o tych, którzy mogą liczyć na kilka, kilkanaście procent głosów w I turze), to co by Pan powiedział?

Głównym kontrkandydatem może być w pierwszej kolejności Rafał Trzaskowski, obecny prezydent Warszawy, polityk od lat uzyskujący bardzo wysokie wyniki, gdy startuje w jakichkolwiek wyborach w Warszawie i Krakowie, w dwóch de facto największych miastach Polski. Pierwsza kandydatka Platformy Obywatelskiej Małgorzata Kidawa-Błońska bardzo szybko, bo już wiosną tego roku, straciła poparcie. Rafał Trzaskowski będzie próbował dotrzeć do najbardziej liberalnych i niechętnych rządowi wyborców, a więc głównie mieszkańców największych miast. Między innymi ma to na celu uratowanie statusu Platformy jako największej do tej pory opozycyjnej partii politycznej. Z sondaży wynika, że głównym rywalem Rafała Trzaskowskiego będzie Szymon Hołownia, popularny telewizyjny prezenter, niewywodzący się ze świata partii politycznych, ale skupiający wokół siebie wiele osób o liberalnych poglądach, między innymi ze świata biznesu. Bardzo trudno przeciętnemu wyborcy byłoby odróżnić te dwie kandydatury w warstwie programowej, będzie to zatem bardziej rywalizacja o charakterze personalnym i wizerunkowym. Duże nadzieje przed tymi wyborami miał lider Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz. W Polsce, tak jak na Węgrzech, istniał niegdyś bardzo silny ruch ludowy. Obecnie PSL to partia, która w istotnym stopniu wywodzi się z legalnie istniejącej do 1989 roku partii. Stopniowo jej wiejski elektorat odchodził w stronę Prawa i Sprawiedliwości, ale w to miejsce pozyskiwano rozczarowanych wyborców partii liberalnych. Przez pewien czas Władysław Kosiniak-Kamysz, były minister w liberalnych rządach, miał nadzieję, że być może stanie się liderem całej opozycji, ale pojawienie się dwóch mocnych, dużo bardziej liberalnych niż on kandydatów, zepchnęło go automatycznie w okolice czwartego miejsca w sondażach, mimo sprawnie prowadzonej kampanii

Lewica w Polsce przeżywa podobne problemy jak ta na Węgrzech, choć jest bardziej stabilna organizacyjnie. Podobnie jak w poprzedniej kampanii, gdy wystawiła młodą kandydatkę, tak i teraz postawiła na eksperyment i zgłosiła Roberta Biedronia, znanego działacza ruchów LGBT. Notowania Lewicy jako ugrupowania politycznego są wysokie, natomiast jej kandydata są dużo, dużo niższe co pokazuje, że dla wielu lewicowych wyborców spory kulturowe nie są atrakcyjne. Wśród pozostałych kandydatów zwraca uwagę jeszcze Krzysztof Bosak, kandydat dalekiej prawicy, która grupuje różne środowiska, od nacjonalistycznych po libertariańskie. Gdyby próbować ją porównać z węgierskim Jobbikiem, to polska prawica jest dużo bardziej liberalna w kwestiach gospodarczych i zapewne postrzegana jest jako trochę mniej skrajna niż węgierska. Jej elektorat, co może przypominać Węgry sprzed kilku lat, też jest złożony głównie z ludzi młodych, przez co jej notowania są raczej mało stabilne. Pozostali kandydaci nie odegrają żadnej roli i nawet przekazanie przed ewentualną drugą turą poparcia któremuś z kandydatów nie będzie miało większego znaczenia.

Rozważmy dwa scenariusze: wybory rozstrzygają się w pierwszej turze lub potrzebna będzie druga tura. Jeśli obecnie urzędujący prezydent wygra w pierwszej turze, to sprawa staje się oczywista, natomiast druga tura stawia mnóstwo znaków zapytania. Czy możliwy jest powtórzony scenariusz w skali całego kraju z wyborów samorządowych z Warszawy z 2018 roku gdy Rafał Trzaskowski wygrał i to zdecydowanie z kandydatem Zjednoczonej Prawicy? Scenariusz pod hasłem „wszyscy przeciw PiS”? Czy jest możliwe, by jakikolwiek kontrkandydat Andrzeja Dudy wygrał na zasadzie mobilizacji wszystkich sił antypisowskich?

Polski system partyjny i polskie podziały są od lat bardzo stabilne. W zasadzie niemal nic nie ulega w nich zmianie. W parlamencie mamy dwie duże partie, dwie średniej wielkości i z reguły pojawia się jeden nowy podmiot o bardzo radykalnym charakterze. Kolejne kampanie wyborcze jasno to pokazują. Stąd w każdych realiach faworytem będzie obecny prezydent Andrzej Duda. Perspektywa zwycięstwa Andrzeja Dudy nie zależy od postawy samej opozycji. Nie ulega wątpliwości, że elektorat opozycji będzie zmobilizowany, tak jak to się działo we wcześniejszych wyborach, a na poziomie wyborów samorządowych pomagało opozycji w drugich turach wyborów prezydentów i burmistrzów mobilizować wszystkie siły polityczne przeciwko Prawu i Sprawiedliwości. Jednak w wyborach odbywających się na terenie całego kraju ten mechanizm w tak prosty sposób nie działa, albowiem część wyborców opozycyjnych partii, tych mniej liberalnych, w sytuacji w której ma do wyboru kandydata popieranego przez PiS i kandydata popieranego przez środowiska liberalne nie jest gotowa głosować na tych drugich, nawet jeśli nie utożsamia się z Andrzejem Dudą. Wszystko zatem zależeć będzie od tego, na ile Prawo i Sprawiedliwość zdoła zmobilizować swoich wyborców. Tradycyjni wyborcy prawicy zawsze stawiali się licznie przy urnach, natomiast w ostatnich latach PiS zyskał wielu wyborców odległych od prawicy,  dla których atrakcyjne były przede wszystkim programy społeczne, polityka gospodarcza itd. Są to wyborcy, którzy nie zawsze stawiają się przy urnach. Jeśli są zadowoleni, to reagują raczej absencją wyborczą. Łatwo ich zdemobilizować i zniechęcić do polityki, trudno zaprosić do urn. We wszystkich wcześniejszych kampaniach Prawu i Sprawiedliwości udało się zmobilizować wystarczającą pulę wyborców, aby z wystarczającą przewagą wygrywać. Nie ulega wątpliwości, że i teraz ten mechanizm będzie działać, natomiast mamy duży znak zapytania związany z tym, że wybory będą w wymiarze organizacyjnym nieco inne. Kampania wyborcza ze względu na pandemię i debaty na temat możliwości ich odbycia podczas pandemii została nieco ograniczona, czas jej trwania będzie krótki, politycy nie będą mogli odbywać większych spotkań. Pozostają tylko telewizyjne i internetowe formy kampanii, wreszcie także po raz pierwszy będziemy mieli na szerszą skalę wybory korespondencyjne w Polsce dla każdego, kto zechce w nich uczestniczyć, co wprowadza nowy, nieznany jeszcze element. Tak więc Andrzej Duda pozostanie faworytem, ale polski paradoks polega na tym, że druga tura może być dużo bardziej nieprzewidywalna niż pierwsza, mimo że to w pierwszej będzie startowało wielu różnorodnych kandydatów.

Skoro druga tura stoi pod znakiem zapytania, to i jej wynik jest nieprzewidywalny. Jeśli zwycięży Andrzej Duda, to możemy się z grubsza spodziewać kontynuacji obecnych rządów, biorąc oczywiście poprawkę na nadciągający kryzys ekonomiczny, który dotknie całą Europę. Co może się natomiast wydarzyć w najbliższych miesiącach i latach, jeżeli Andrzej Duda nie uzyska reelekcji?

Polska sytuacja jest bardzo złożona. Stabilne podziały społeczne, stosunkowo na razie niewielka reakcja gospodarki na skalę kryzysu nałożyły się na poważny kryzys polityczny. W ostatnich wyborach sejmowych Prawo i Sprawiedliwość wygrało bardzo wyraźnie, ale doszło do niecodziennej sytuacji. Wszystkie partie polityczne startujące w wyborach weszły do sejmu. W efekcie ordynacja wyborcza zadziałała w ten sposób, że choć PiS odniosło największe zwycięstwo w dziejach polskiego parlamentaryzmu po roku 1989, to ma zaledwie 5 mandatów przewagi w sejmie nad opozycją. Jednocześnie podobnie jak Fidesz z KDNP, Prawo i Sprawiedliwość zawarło koalicję z dwoma mniejszymi partiami prawicowymi, które startowały z list PiS w wyborach. Jedna z tych partii o dużo bardziej liberalnym podejściu do gospodarki, popadła w konflikt wewnętrzny i realna jest perspektywa utraty większości w sejmie przez Prawo i Sprawiedliwość albo przynajmniej możliwość uczynienia tej większości niestabilną. Rządzenie byłoby możliwe wyłącznie w sytuacji , gdyby Andrzej Duda pozostał prezydentem, a i nawet wtedy nie można wykluczyć perspektywy konieczności rozpisania nowych, przedterminowych wyborów parlamentarnych. Gdyby więc pojawił się prezydent z opozycji, można by się tylko zastanawiać czy realną perspektywą byłaby próba przedterminowych wyborów, czy różne partie opozycyjne, włączając skrajną prawicę, nie próbowałyby powołać rządu technicznego składającego się teoretycznie z fachowców, który w zasadzie miałby tylko jeden cel, czyli odsunięcie Prawa i Sprawiedliwości od władzy. W tym sensie wybory prezydenta bardzo silnie, silniej niż to było wcześniej, mogą wpłynąć na funkcjonowanie większości sejmowej, wreszcie także na polską sytuację, z różnych historycznych powodów, duży wpływ będą miały wyniki wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Współpraca z administracją republikańską jest jednym z czynników stabilizujących pozycję międzynarodową obecnych władz Polski.

Panie Profesorze, bardzo dziękuję za rozmowę.

 

Zapraszamy do obejrzenia całego wywiadu: