Staropolskie przysłowie mówi: „Kto z kim przestaje, takim się staje”. Długie polsko-węgierskie sąsiedztwo państwowe, a przede wszystkim duża sympatia pomiędzy oboma narodami poskutkowały upodobnieniem się w pewnych sferach. Nawet pod względem językowym, choć przecież, jak wiadomo, właśnie te dwa języki – jakże różniące się od siebie – są uważane przez wielu za najtrudniejsze języki świata. Tym bardziej pociągające jest znalezienie wyrazów lub zwrotów, które zapożyczyliśmy od Węgrów, a używamy ich z lubością. Prześledźmy na kilku przykładach, jak znalazły obywatelstwo w polskiej mowie.
Piotr Boroń
Wnikliwi badacze historii języków dopatrzą się zapewne jeszcze bardziej skomplikowanych zjawisk niż prosta adaptacja konkretnych wyrażeń, ponieważ Węgrzy jako lud, który przywędrował do Europy dość późno i zastał większość społeczeństw osiadłych i rolniczych, zapożyczył od nich (np. Słowian Południowych) niektóre wyrazy, a po przerobieniu „podał” dalej Polakom. Niniejszy artykuł nie rości sobie pretensji do szczegółowej analizy, ale ma na celu jedynie ukazanie, jak słownictwo świadczy o przyjaźni polsko-węgierskiej.
Wiele wyrazów węgierskich, które zapożyczyliśmy, już nie funkcjonują na Węgrzech, ale taka to już uroda języków i ich pasjonujące przygody, że pojęcia wędrują po świecie. Wyszukiwaniem polsko-węgierskich paraleli zajmowało się wielu badaczy, a wśród nich polecam między innymi pracę Roberta Wołosza pt. „Wyrazy węgierskie w języku polskim”, z której zaczerpnąłem blisko połowę terminów. [https://szlav.btk.pte.hu/sites/szlav.btk.pte.hu/files/oldal_mo/wyrazy_wegierskie.pdf]
POLAK, WĘGIER, DWA BRATANKI, I DO SZABLI, I DO SZKLANKI
Chyba każdy Polak zna to powiedzenie i wypowiada je tyleż pewnie z życzliwym uśmiechem. Węgrzy zaś ten dwuwiersz powtarzają: Lengyel, magyar – két jó barát, együtt harcol, s issza borát. Warto przypomnieć jednak pełne brzmienie tego przysłowia (choćby tylko po polsku), bo nie mniej ważny, a mniej znany jest dalszy jego ciąg: „…oba zuchy, oba żwawi, niech im Pan Bóg błogosławi”.
Jeszcze mniej ludzi wie, że trzon tego powiedzenia powstał – i nabrało ono głębokiego sensu – w czasach konfederacji barskiej, gdy na węgierskiej Słowacji znalazło schronienie wielu rannych konfederatów. Wybaczcie Czytelnicy na poły osobistą refleksję, ale pisząc te słowa, widzę prof. Wacława Felczaka, który patrząc nam głęboko w oczy przy seminaryjnym stole, opowiada, jak to również w XIX wieku było w dobrym tonie wśród węgierskiej arystokracji gościć na łaskawym chlebie jako rezydenta jakiegoś polskiego popowstaniowego emigranta, który schronił się u nich przed prześladowaniami zaborców.
Nem tudum – wielu ludzi w Polsce, dla okazania, że czegoś nie rozumie, wygłasza to wyrażenie, rozkładając przy tym ręce. Może nie wszyscy wiedzą, że mówią wówczas czystą węgierszczyzną, choć założyliby się, że nie znają ani jednego węgierskiego słowa i właśnie ten język wydaje im się najbardziej zagadkowy. Otóż, znaczy to po węgiersku dokładnie „nie rozumiem”.
Węgierka – (rodzaj śliwki) przyszła do nas z Węgier, gdzie renesans z Włoch dotarł wcześniej niż do Polski. Tak było przede wszystkim z architekturą, którą zachwycił się na Węgrzech nasz następca tronu Zygmunt Jagiellończyk, który (zanim jeszcze został królem w 1506 r.) przekonał swą matkę Elżbietę i swego starszego brata Aleksandra, a wówczas króla Polski, by przebudować zamek wawelski w nowoczesnym i modnym naówczas stylu, który z Italii dotarł na Węgry z końcem XV wieku. W ślad za renesansem przybyły do nas niebieskie śliwki włoskie (olasz kék szilva) i tak rozpowszechniła się nasza śliwa, a że z Węgier, więc „węgierka”.
Węgrzyn – to przede wszystkim określenie wina węgierskiego. To polski wyraz, a towar węgierski. Ale słusznie ktoś zapyta: Co to znaczy „węgierskiego”? Czy także słowackiego? Zapewne tak, bo skoro miało dobrą renomę, to pod nazwę „węgrzyn” podciągano wino z różnych rejonów Królestwa Węgierskiego. Skądinąd wiemy, że najwyższym szacunkiem cieszył się Tokaj i na pańskich stołach był on milej widziany niż wina niemieckie, a z Francji czy Włoch docierało dużo mniej beczek niż z Węgier…
Hajduk – to w XVIII–XIX wieku uzbrojony sługa, a wcześniej (XVI–XVII w.) żołnierz piechoty typu węgierskiego, wprowadzonej do polskiego wojska za czasów króla Stefana. W średniowieczu Węgrzy określali tym mianem pasterza krów, a ponieważ pasterze okazywali się dobrym narybkiem wojskowym, więc ci swoiści kowboje (od amerykańskiego słowa „cowboy”, czyli chłopiec od krów) nadali nazwę całym formacjom.
Huzarzy – nazwę formacji konnej, uzbrojonej na sposób węgierski, przejęliśmy jak conajmniej kilka innych europejskich języków dla oddziałów walczących tak jak lekka jazda węgierska. Rozsławiła ich m.in. komedia „Damy i huzary”. Gdy natomiast mowa o husarii, to problem z ustaleniem pochodzenia jej nazwy (choć tak podobnej) wydaje się większy, bo może pochodzić równie dobrze z Serbii. Nie naciągajmy więc nazbyt teorii, gdy mamy dość wyrazów lepiej udokumentowanych…
Harc – występuje obecnie zazwyczaj w liczbie mnogiej jako „harce”, czyli wesołe zabawy, a dawniej w języku żołnierskim to słowo oznaczało pojedyncze pojedynki harcowników, którzy występowali przed swoje szeregi, by popisywać się sprawnością bojową na oczach obu wojsk. Najpierw pokazywali sztuczki jeździeckie, a potem staczali śmiertelne pojedynki, z których wojska wróżyły dla siebie sukcesy lub porażki. Po węgiersku „harc” oznaczało starcie, walkę, a czasownikowe derywaty w języku węgierskim brzmiały „harcol”, zaś po polsku „harcować”.
Deresz – to u Węgrów, tak jak i u Polaków, koń szarej maści, czyli z włosiem w różnych kolorach, dających w sumie wrażenie szarości. W języku polskim jakże często od czasów hrabiego Aleksandra Fredry jest to synonim słabego wina, które zamiast mieć kolor wyrazisty jest szarawe, jak to powiada w scenie czwartej aktu trzeciego „Zemsty”:
„PAPKIN […] nakrywa głowę; pije
Cienkusz! (pije)
Deresz! (pije)
REJENT (na stronie)
Nadto śmiało.
PAPKIN
Istna lura, panie bracie,
Cóż, lepszego to nie macie?”
Giermek – oznaczający w języku polskim młodego asystenta rycerza, aspirującego do tego, aby również być pasowanym na rycerza, pochodzi od węgierskiego słowa „geremek” lub „gyermek”, czyli chłopiec. Tu należałoby dla jasności rozwinąć nazwanie np. do „chłopiec rycerski”. Skądinąd znamy chłopców łaziebnych (którzy mieli dbać o gorącą wodę i ręczniki), chłopców do bicia (którym wiodło się dobrze na pańskich dworach, jednakowoż pod warunkiem, że ich pan nie musiał kiedyś wyżyć się na kimś, bo wtedy oni byli od tego, by nadstawiać się do bicia…), chłopców kuchennych (tzw. kuchcików, którzy dbali o podtrzymywanie ognia w palenisku, oprawiali wstępnie mięsiwa lub siekali jarzyny) itd.
Giermek na obrazie Jana Matejki „Bitwa pod Grunwaldem” / Źródło: domena publiczna / wikipedia
Czeladź, czeladnik – węgierska geneza tak popularnych niegdyś w Polsce słów jest po prostu piękna i świadczy wyraźnie o stosunkach społecznych w dawnych wiekach. Po węgiersku „csolad” to rodzina. A zatem nasza średniowieczna czeladź to grupa służby, ale tak blisko związanej ze swym panem jak rodzina. Określenie czeladnik, występujące w relacjach majstra ze uczniami i pomocnikami wskazuje, że byli oni jakby synami majstra. Oczywiście, w tamtych realiach majster (z jęz. niemieckiego „mistrz”) czasem nawet obił swego syna, więc i czeladnicy mogli spodziewać się batów, gdy czymś swemu szefowi podpadli…
Gulasz – jedna z ulubionych potraw węgierskich trafiła do polskich żołądków i serc pod tą samą nazwą. Więcej wątpliwości można by mieć do jej receptury, bo Polacy nie zawsze przygotowują gulasz z jego wszystkimi węgierskimi przyprawami. Dla nas to bardziej forma pokrojenia mięsa niż dosmakowanie na ostry sposób węgierski. No cóż, my nawet rzadko popijamy gulasz wodą, a co dopiero winem… A gulasz („gulyás”) węgierski wziął się z kociołka pasterzy, strzegących trzody („gulya”).
Fot. Kobako / licencja Creative Commons Attribution-Share Alike 2.5 Generic
Papryka – jako przyprawa pochodzi z Ameryki Środkowej (Europejczycy zetknęli się z nią po raz pierwszy w Meksyku), a do nas przybyła przez Węgry. Stanowi oczywiście niezbędny komponent gulaszu, ale funkcjonuje też w popularnym w Polsce paprykarzu, a po węgiersku paprykować znaczy „paprikás”.
Baciar – to inaczej andrus, chłopak ubogi, ale honorowy, lubiący płatać figle. Zdolny do konfliktu z prawem, ale tylko tam, gdzie jego własny kodeks moralny na to pozwala. Jest przeciwieństwem domatora. W języku węgierskim od dawna funkcjonowały bliskoznaczne i o podobnym brzmieniu takie wyrazy jak „betyar” (włóczęga, domokrążca…) i „bećar” (kawaler, hulaka, unikający pracy). Czyli prawie wszystko wskazuje na to, że wzięliśmy od Węgrów tak nazwę, jak i treść słowa. A „prawie” oznacza np. nieco inne modele baciarów we Lwowie i w Krakowie. Najsławniejsze dwa baciary lwowskie, czyli Szczepko i Tońko, stworzyli wręcz idealistyczny model baciara, wyrzekającego się wszelkiej przemocy, czułego, muzykalnego i patriotycznego.
Puchar – nazwa tego wystawnego naczynia, służącego do napełniania napojami pochodzi od węgierskiego słowa pohár. Jakże łatwo było naszym przodkom porozumiewać się co do wspólnych toastów…
Rokosz – od węgierskiego słowa rakás, oznaczającego ludzki tłum, słowo to oznaczało ważną instytucję demokracji polskiej. Nasze rycerstwo miało zagwarantowane ustrojowo prawo do nieposłuszeństwa wobec władcy, gdyby ten łamał zasady, określone w uzgodnieniach z poprzednimi królami.
Dobosz – to członek orkiestry, grający na bębnie. Po węgiersku pisano „dobos”, bo bęben to „dob”. Wyraz ten przyszedł do nas zapewne wraz ze zwyczajem zatrudniania w orszaku możnego pana bębniarza, który swoim hałasem dodawał splendoru uroczystemu przejazdowi. Dobosz zwracał też uwagę tłumu, by wysłuchał ogłoszeń herolda.
Czekan – to toporek z żelazną rękojeścią. Rozpowszechniony szczególnie na Bliskim Wschodzie trafił na uzbrojenie Węgrów podczas wojen z Turkami. Węgrzy nazywali go „csakan”. Była to broń bardzo skuteczna, szczególnie w gęstwinie bojowej, gdzie trudno było o miejsce na wyprowadzenie cięcia szablą. Poprzez niewielkie ostrze miał większą siłę ataku nawet poprzez kolczugę i łatwiej było nim trafić pomiędzy płyty zbroi. Na wyposażeniu husarii były często czekany-nadziaki, mające po jednej stronie toporek, a po drugiej obuch lub – najczęściej – duży kolec. Szczególnie ten ostatni był groźny w bliskim starciu, bo można nim było przebić na dwa-cztery centymetry nawet szyszak.
Szyszak – po węgiersku pisany sisák, a wymawiany tak samo, pochodzi zapewne z rozkwitu średniowiecza, gdy Węgry były bardzo bogatym królestwem, a jego rycerstwo było znakomicie wyposażone i okryte. W XIII–XIV wieku szyszaki pojawiły się wcześniej u naszych południowych sąsiadów niż u nas.
Besztać – inaczej łajać, wymyślać komuś w przykry, ordynarny sposób, pochodzi od węgierskiego słowa „beszte”, czyli przekleństwo, wyzwisko.
Warownia, warowanie – nazwę swą zawdzięcza węgierskiemu słowu vár (czekać). Możemy sobie wyobrazić jak w rozmowie pułkownika Jerzego Michała Wołodyjowskiego z Janem Sobieskim słyszy on od hetmana: „Warownię chreptyjowską odbuduj. A tam waruj, ucha nadstawiaj, a jak się jaki czambulik tatarski zapuści w nasze granice, to wytnij, jako się należy!”.
Czardasz – przyszedł do Polski ze swą własną nazwą. „Scárdá” to po węgiersku karczma, gospoda, zajazd. W takich miejscach często tańczono na ludowo. Taniec ten nazywano „csárdás” (wymawiano jak dziś po polsku).
Fot. User:Outesticide / Licencja Creative Commons Attribution-Share Alike 4.0 International
Batorówka – to nie tylko typ szabli rozpowszechniony za czasów króla Stefana Batorego (1576–1586), lecz także wysoka, okrągła czapka z piórkiem. Co ciekawe, nazwisko Bathori pochodzi z języka tureckiego i łączy się z wyrazem „bohater”, co przeszło na Ruś w formie „bagadyr”, oznaczające wielkiego pana, jaśnie pana, pana sytuacji.
Hejnał – w dzisiejszych czasach kojarzy się w Polsce szczególnie z regularnym odgrywaniem na trąbce przez hejnalistę sygnałem z wieży kościelnej. Najbardziej znany jest hejnał mariacki, wiązany legendą o napadzie tatarskim i ugodzeniu strzałą hejnalisty, który chciał ostrzec mieszkańców Krakowa przed zagrożeniem. Stąd hejnał z wieży mariackiej charakterystycznie się urywa. Otóż po węgiersku „hajnal” oznacza świt, brzask, jutrzenkę. Dlatego wyraz ten oznaczał pierwotnie i powszechnie sygnał wojskowej pobudki, a przyszedł do Polski wraz z węgierskimi żołnierzami prawdopodobnie w XVI wieku, a może i wcześniej.
Kontusz – męskie wierzchnie ubranie szlacheckie, mające odpowiednik w damskim kontusiku, to symbol staropolszczyzny, a od końca XVIII wieku symbol patriotyzmu. Krój kontusza przyszedł do nas przez Węgry ze Wschodu. Z pewnością z Turcji, ale może z jeszcze dalsza, prawdopodobnie gdzieś z Persji i wraz z żupanem zagościł u nas na dobre jako ubranie uniwersalne. Dobre na lato i zimę, wygodne i niezwykle okazałe. Budzi szacunek do dziś, a pracownie krawieckie mają na szycie staropolskiego ubioru dużą ilość zamówień nie tylko od zespołów tanecznych i grup odtworzeniowych. W starym węgierskim języku „kőntős” oznaczało również wierzchnie nakrycie, tak jak w Turcji, gdzie używano słowa „kontos” dla określenia stroju szlachcica.
Na tym nie kończy się długa lista podobieństw naszych języków, a badanie etymologii każdego z nich może być piękną przygodą, gdyż nie ogranicza się do ich znaczeń, ale wydobywa bogactwo dziejów wielu ludzi, którzy żyli dawno, a my dziś korzystamy z ich dorobku tak lingwistycznego, jak i w ogóle kulturalnego, ale przecież i materialnego, i tak dalej… Bo język to zapis naszych cywilizacyjnych osiągnięć, a w zasygnalizowanym zakresie dowód wzajemnego przenikania się polsko-węgierskiego.