Język naszych bratanków jest dla nas bardzo, ale to bardzo trudny. Pamiętam, że gdy jeszcze byłem studentem prof. Wacława Felczaka, jeden z jego współpracowników z Zakładu Historii Nowożytnej Uniwersytetu Jagiellońskiego żartował sobie na wykładzie, że w ogóle nie ma czegoś takiego jak język węgierski, zaś Węgrzy – jako ludzie wielce dowcipni – tylko udają, że coś takiego istnieje, a gdy nikt nie słyszy, porozumiewają się pomiędzy sobą „po chrześcijańsku”.
Piotr Boroń
Bardzo przypadła memu rocznikowi ta konstrukcja i tym bardziej podziwialiśmy prof. Felczaka, gdy na wykładach lub na seminarium wtrącał jakieś węgierskie słowa. Efekt był taki, że staraliśmy się zapamiętać jak najwięcej tych jego węgierskich słów. A skoro mowa o prof. Wacławie Felczaku – patronie Instytutu, to warto nadmienić, że w tamtych czasach nazywaliśmy go profesorem z największym szacunkiem, wiedząc – i to było już pewniejsze niż nieistnienie języka węgierskiego – że władze państwowe nie zgodzą się na uznanie go profesorem „belwederskim” oficjalnie, bo był antykomunistą w stopniu heroicznym. Jego siwizna przypominała celę śmierci, w której czekał na wykonanie wyroku, a jego ciepłe słowa o Węgrach przybliżyły nas do nich na zawsze. Ci z nas, którym było dane usłyszeć od Węgrów, co sądzą o profesorze Felczaku, przekonali się, że to postać, która jest żywym zwornikiem naszej polsko-węgierskiej przyjaźni. Przytoczmy więc odświętnie:
Lengyel, magyar – két jó barát,
együtt harcol, s issza borát.
Vitéz s bátor mindkettője,
Áldás szálljon mindkettőre.
czyli
Polak, Węgier, dwa bratanki,
i do szabli, i do szklanki.
oba zuchy, oba żwawi,
niech im Pan Bóg błogosławi.
Strona z pierwszej książki napisanej w całości po węgiersku, 1533 rok. Źródło: domena publiczna
NIEKTÓRE Z WIELU RÓŻNIC
Porównanie języka węgierskiego z polskim ujawnia różnice dosłownie pod każdym względem. Węgrzy mają kilkadziesiąt głosek, których my w ogóle nie używamy, stąd łatwo poznać, czy ktoś urodził się Węgrem czy uczył się ich języka w dzieciństwie, czy dopiero w wieku dorosłym. Bodaj pierwszą różnicą, jaka się rzuca w oczy pomiędzy Polakami a Węgrami, jest kolejność w podawaniu imienia i nazwiska, ale różnice sięgają o wiele głębiej: w gramatykę i filozofię przekazów słownych.
Podczas gdy w języku polskim akcent pada zazwyczaj na przedostatnią sylabę wyrazu, w języku węgierskim jest to pierwsza sylaba (ale nie akcentujemy przedimków). Ponadto Węgrzy mają harmonię wokaliczną, której my nie posiadamy. My mamy jedenaście części mowy (z dwoma rodzajami zaimka), a Węgrzy tylko siedem.
Przy odmianie rzeczowników Węgrzy stosują o wiele więcej przypadków niż my (choć nie mają dopełniacza). Przy zamianie na liczbę mnogą dodają (nie jak my samogłoskę) spółgłoskę (zazwyczaj „k”). Z kolei bezokolicznik polski kończy się na spółgłoskę „ć”, podczas gdy węgierski na samogłoskę, bo brzmi z reguły „ni”.
Stopień wyższy tworzy się w języku węgierskim przez dodanie przyrostka „-bb” (poprzedzonego czasem samogłoskami), ale za to stopień najwyższy przez dodanie przedrostka „-leg”. I tak dalej, i tak dalej…
I jak tych Węgrów zrozumieć? No może gdyby podjęli się tego nasi poznańscy matematycy z Marianem Rejewskim na czele, którzy oswoili Enigmę (niemiecką maszynę szyfrującą), ale dla zwykłego Polaka to wielkie wyzwanie! Zatem 13 listopada – w Dzień Języka Węgierskiego – przyjrzyjmy się genezie języka węgierskiego i spróbujmy przyswoić kilka wyrazów. Na dobry początek.
HONFOGLALÁS I IZOLACJA
Język węgierski należy do grupy języków ugryjskich. Te są w rodzinie ugrofińskiej, a ta zalicza się do rodziny uralskiej. Wszystkie te pokrewieństwa językowe pochodzą z czasów, do których nie sięgają historycy, gdyż badają dzieje dopiero od czasów, gdy pojawiło się pismo i mamy teksty źródłowe. O najdawniejszych czasach mogą powiedzieć archeologowie, a o jeszcze dawniejszych językoznawcy. Jedni i drudzy śledzą trasy przemieszczeń ludów na podstawie pokrewieństw językowych i pochówków zmarłych – głównie według podobieństw. Przypuszczalne trasy madziarskich pochodów wiodą z Niziny Zachodniosyberyjskiej przez Ural (naukowcy nazywają ich Węgrami od przekroczenia Uralu, czyli od VI wieku po Chrystusie) nad Morze Czarne (ziemia Atelkuz). Tam zatrzymali się na dłużej i prawdopodobnie w 896 roku wyruszyli pod przywództwem Arpada ku Europie Środkowej, a weszli przez Przełęcz Werecką na Nizinę Panońską. Współczesna archeologia i historiografia, wbrew utartym poglądom, uznaje, że Węgrzy nie dokonali przy tym strasznych spustoszeń (ich trasę znaczą równomierne pochówki starców), ale stopniowo zasymilowali się w liczbie ok. 400 tys. ludzi z miejscową ludnością słowiańską w liczbie ok. 200 tys. ludzi. Ta proporcja tłumaczy, kto miał kogo zdominować.
Okres, w którym Węgrzy przeszli swą historyczną wędrówkę, kończącą się zajęciem ojczyzny, oni sami nazwali „honfoglalás”. Jest w tej wędrówce jakieś podobieństwo do marszu narodu wybranego ku Ziemi Obiecanej, a Przełęcz Werecka jawi się w tej wędrówce jako góra Nebo. Któryż naród nie czuł się choćby przejściowo wybranym do wielkich misji dziejowych? Któryż z narodów europejskich nie szukał sobie legendarnych przodków, którzy by przydali splendoru? I tu nie sposób przemilczeć, że istnieje ciekawa teoria o sąsiedzkim bytowaniu Prawęgrów i naszych sarmackich przodków dwa i pół tysiąca lat temu w Azji, gdzie miała się zadzierzgnąć pierwsza nasza przyjaźń…
Węgierski podbój Niziny Panońskiej. Autor: Mihaly Munkacsy / domena publiczna
Po przybyciu do Europy Środkowej przez kolejnych tysiąc lat Węgrzy – bardziej niż inne narody – dbali o czystość swego języka. Jak stwierdził Jerzy Snopek: „Świadomość węgierska jest naznaczona silnym piętnem wyobcowania, odrębności, […] wystarczyły złowróżbne słowa Herdera o prawdopodobnym kresie Madziarów, o ich możliwym rozpłynięciu się w morzu słowiańskim, aby w głowach ich przywódców duchowych zrodziła się obsesja zagłady narodowej”. Językoznawcy stwierdzają, że to puryści jak mało kto. My przyjmowaliśmy wyrazy do języka polskiego – upraszczając zjawiska – całymi falami: w średniowieczu z niemieckiego, w okresie klasycyzmu z francuskiego, po drugiej wojnie światowej z amerykańskiego. A dziś amerykański czy polski „computer” to dla Węgrów „számítógép”, „starter” to dla Węgrów „indító”, a nawet „pionier” to dla Węgrów „úttörő”. Oczywiście, nie brak i podobieństw (szczególnie pomiędzy naszymi językami), ale raczej z dawnych czasów, gdy to myśmy brali więcej zapożyczeń od Węgrów.
Warto w tym miejscu zacytować naszego wybitnego znawcę kultury Stanisława Vincenza, któremu bliskie było wśród zainteresowań badawczych pogranicze polsko-węgierskie: „A prawdę mówiąc, lekceważenie lub tylko przeoczanie sąsiadów i w szczególności kulturalnego narodu przyjaciół, przy równoczesnym sięganiu do tego, co dalekie, głównie z tej racji, że uznane na rynku światowym, a nie że wielkie, jest w konsekwencji brakiem szacunku dla siebie samego”.
KILKA PRZYDATNYCH SŁÓW
Nie aspirując nawet to popularnych „rozmówek polsko-węgierskich”, spróbujmy sobie w dniu święta języka węgierskiego przyswoić kilka przydatnych a znamiennych słów i zwrotów. „Polska” to „Lengyelország” [lendźjelorsag], a „Węgry” to „Magyarország” [modźjororsag], bo po węgiersku „ország” [orsag] to znaczy „kraj”.
Nasze „kocham cię” to po węgiersku „szeretlek” [seretlek], nasze „wino” to „bor” [bor], a nasze słowo „przyjaźń” to „barátság” [boratczag].
Szybkim krokiem zbliżają się piękne święta Bożego Narodzenia, więc już do wykorzystania będzie w najbliższym czasie zwrot „Wesołych świąt Bożego Narodzenia i szczęśliwego Nowego Roku!”, co można napisać: „Boldog Karácsonyt és Boldog Új Évet!”, albo spróbować powiedzieć przez telefon: [boldog kokaczoń isz boldog uj iwet].
RÓŻNE JĘZYKI – PODOBNE MYŚLENIE
A ponieważ mamy listopad i wkrótce będziemy wspominać kolejną rocznicę powstania listopadowego z jego pieśnią hymniczną „Warszawianka”, więc przypomnijmy pierwszą strofę „Pieśni narodowej” (węg. „Nemzeti dal”), autorstwa węgierskiego wieszcza Sandora Petőfiego, która stała się dla Węgrów podczas powstania w 1848 roku tym, czym dla nas „Warszawianka” w 1831 roku:
Talpra magyar, hí a haza!
Itt az idő, most vagy soha!
Rabok legyünk vagy szabadok?
Ez a kérdés, válasszatok! –
A magyarok istenére
Esküszünk,
Esküszünk, hogy rabok tovább
Nem leszünk!
A w tłumaczeniu Juliana Wołoszyńskiego:
Pora, Węgrzy! Czas, Narodzie!
Dziś lub nigdy! Powstawajcie!
Żyć w niewoli czy w swobodzie?
Albo – albo! Wybierajcie!
– Przysięgamy! Ty nad nami,
Boże sam!
Nigdy już niewolnikami
Nie być nam!
I jakże jest jednoznaczna z pierwszą zwrotką naszej „Warszawianki” ze słowami Karola Sienkiewicza:
Oto dziś dzień krwi i chwały,
Oby dniem wskrzeszenia był!
W tęczę Franków Orzeł Biały
Patrząc, lot swój w niebo wzbił.
Słońcem lipca podniecany,
Woła do nas z górnych stron:
„Powstań, Polsko, skrusz kajdany,
Dziś twój tryumf albo zgon!”