Czym jest „adventi koszorú”? Czy Węgrzy chodzą na pasterkę? Jakiego rodzaju potrawy dominują podczas świąt i czy też w wielu domach wigilijne dania są postne? Dlaczego Węgrzy nie wkładają sianka pod obrusy. Skąd przywędrowała do nich choinka? I wreszcie, co takiego się kryje za słowem „szaloncukor”, że Węgrzy wydają co roku mnóstwo pieniędzy, aby w święta Bożego Narodzenia akurat tego przysmaku na pewno u nich nie zabrakło? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań padły rzecz jasna w Instytucie Felczaka.
O świątecznych zwyczajach Węgrów w siedzibie Instytutu Felczaka opowiadała – po polsku i po węgiersku – Ildikó Kozak z warszawskiej hungarystyki. Fot. JAP
– „Adventi koszorú”, a więc tradycyjny chrześcijański wieniec adwentowy bardzo często przed świętami Bożego Narodzenia pojawia się w węgierskich domach. Najczęściej robią go kobiety, aby symbolicznie pokazać, że ruszyły już fizyczne i duchowe przygotowania do świętowania narodzenia Pana. Cztery świecie oznaczają wiarę, miłość, nadzieję oraz pokój – tłumaczyła Ildikó Kozak z Wydziału Hungarystyki Uniwersytetu Warszawskiego uczniom XXXIII Liceum Ogólnokształcącego Dwujęzycznego im. Mikołaja Kopernika oraz LXIII Liceum im. Lajosa Kossutha podczas świątecznego spotkania w Instytucie Współpracy Polsko-Węgierskiej w Warszawie.
Jak tłumaczyła Ildikó Kozak, choinka na Węgrzech pojawiła się dopiero w XVI wieku, najpierw w protestanckich domach, do których zwyczaj ten przywędrował z Niemiec. – Początkowo wieszane były tylko zielone gałązki, potem na tych gałązkach wieszano jedzenie (jabłka, orzechy, kiełbasy, szynki). To między innymi symbole życia i dobrobytu – wyjaśniała znana warszawska hungarystka.
Węgierskie rodziny nie wyobrażają sobie również świąt Bożego Narodzenia bez zawieszenia na choince słynnych szaloncukor. Oblane czekoladą i pięknie opakowane, ręcznie robione cukierki do Węgier przywędrowały z Niemiec, ale Węgrzy uważają je za element swojej tradycji, ponieważ akurat tymi słodyczami zajadają się mieszkańcy tylko nielicznych krajów świata (między innymi Niemiec, Rumunii i Słowacji). Początkowo cukierki te nazywano po niemiecku „salonzuckerl”. Znany węgierski pisarz Mór Jókai nazwał je „szalonczukkedli”, aż ostatecznie pod koniec XIX stulecia wśród Węgrów utrwaliła się używana do dziś nazwa „szaloncukor”.
Według danych węgierskiej Nemzeti Agrárgazdasági Kamara’s, a więc Krajowej Izby Rolniczej, co roku w święta Bożego Narodzenia węgierskie rodziny kupują ich aż 3500 (słownie: trzy tysiące pięćset) ton. A fabryki czekolady na Węgrzech co roku produkują te specjały w ponad 150 różnych smakach. Na zewnątrz zawsze jest czekolada. Nadzienie może być pomarańczowe, marcepanowe, czekoladowe, a także kasztanowe, ananasowe, cytrynowe, a nawet o smaku bazylii, grzanego wina, czarnego bzu czy papryczek chilli.
Jak podczas spotkania w Instytucie Felczaka zauważyła Agnieszka Barátka, zwyczajowo słynne węgierskie cukierki można kupić wyłącznie w okresie świąt Bożego Narodzenia, a więc od początku listopada do początku stycznia. Świąteczne cukierki wyróżnia również wysoka cena. Węgrzy nie oszczędzają jednak na tym przysmaku i według Krajowej Izby Rolniczej co roku wydają na tradycyjne cukierki ponad 7 miliardów forintów, a więc równowartość około 88 milionów złotych. Z danych wynika, że ze 152 różnych smaków najbardziej popularne wśród Węgrów są wersje z galaretką, marcepanem, orzechami kokosowymi i kremem czekoladowym.
Pracownica zalewa płynną czekoladą nadzienia do cukierków rozlokowane na metalowej foremce wyłożonej czekoladą w fabryce Chocofive Ltd. w Szombathely. Fot. Marton Monus / MTI / PAP / EPA
Ildikó Kozak z warszawskiej hungarystyki opowiadała również o węgierskich świątecznych zwyczajach, o których w Polsce mało kto słyszał. Wyjaśniła na przykład, dlaczego 13 grudnia w wielu regionach kraju młodzi mężczyźni zaczynają składać małe krzesełka. – Powinny się one składać z siedmiu części, dziewięciu różnych gatunków drewna i muszą być gotowe do 24 grudnia. Krzesełko takie młodzi mężczyźni zabierają do kościoła na pasterkę, stają na nim i dzięki temu mogą zobaczyć, czy przypadkiem któraś z pań we wsi nie jest wiedźmą. Do domu wracają, rozsypując po drodze mak, aby zyskać na czasie, bo wiedźmy muszą zebrać każde ziarenko, a w krzesło wrzucają do ognia, aby zdjąć ze wsi zły czar – opowiadała o nietypowych zwyczajach Ildikó Kozak.
Tradycją w wielu regionach kraju jest również szopka betlejemska, czyli forma świątecznego przedstawienia. – Młodzi chłopcy chodzą wówczas po wsi, opowiadają o tym, co się wydarzyło w Betlejem, składają życzenia gospodarzom i śpiewają kolędy. Nawet jeśli fałszują, to i tak trzeba dać im różne świąteczne produkty, od ciast po kiełbasy, bo zgodnie z tradycyjnymi wierzeniami, jeśli się odmówi, to w kolejnym roku daną rodzinę może spotkać nieszczęście – wyjaśniała Ildikó Kozak.
W świąteczną atmosferę uczniów z XXXIII Liceum Ogólnokształcącego Dwujęzycznego im. Mikołaja Kopernika oraz LXIII Liceum im. Lajosa Kossutha wprowadziły Agnieszka Barátka oraz Noemi Miriam Górny. Fot. JAP
Wigilijne zwyczaje na Węgrzech zależą od tego, czy dana rodzina jest wyznania katolickiego czy protestanckiego. Na Węgrzech wyznanie rzymskokatolickie nie jest aż tak dominujące jak w Polsce. Według spisu z 2012 roku ponad połowa Węgrów należy do Kościoła rzymskokatolickiego. Mniej więcej jedną piątą stanowią protestanci, a nieco ponad 1 proc. grekokatolicy. – U katolików dominują postne potrawy, u protestantów jest z kolei wiele dań mięsnych. Dla mnie dużym zaskoczeniem było, jak się dowiedziałam, że w Polsce na stolice wigilijnym musi być aż dwanaście potraw. Na Węgrzech kolacja wigilijna jest o wiele skromniejsza i w o wiele węższym gronie. Duże rodzinne spotkania są organizowane dopiero w pierwszym i drugim dniu świąt – wspominała Ildikó Kozak podczas spotkania z uczniami warszawskich liceów.
Na stole wigilijnym pojawia się między innymi słynna węgierska zupa rybna (halászlé) oraz panierowana ryba (najczęściej jest to tradycyjny świąteczny karp). Na stole lądują też gęś, kawałek prosiaka (lub w bogatych domach całe prosię) oraz wielki gar faszerowanej kapusty przypominającej polskie gołąbki (töltött kaposzta), które od polskiego odpowiednika różnią się ilością przypraw, a także tym, że nie polewa się ich sosem pomidorowym, ale... śmietaną.
Na wigilijnym stole musi znaleźć również makowiec oraz ciasta nadziewane włoskimi orzechami. Węgrzy zajadają się też przysmakiem o nazwie mákos guba (czyli tradycyjną makówką), zserbo (przekładane ciasto, wyrabiane niczym drożdżowe, polane czekoladą z masą orzechową w środku), a także jadalnymi kasztanami.
Na Węgrzech, podobnie jak w wielu innych krajach Europy, prezenty w Wigilię przynosi Jézusek. Nasi bratankowie nie praktykują jednak popularnego wśród Polaków zwyczaju dzielenia się opłatkiem. Zamiast niego w wielu węgierskich domach rodziny dzielą się jabłkiem symbolizującym miłość i jedność rodziny. Sianko, które tradycyjnie w Polsce ląduje pod obrusem, na Węgrzech też jest obecne, ale nie pod obrusem, a pod stołem.
O północy podobnie jak w Polsce tradycyjnie odbywa się zaś pasterka (Éjféli mise). O świątecznych zwyczajach opowiadały również uczniom Agnieszka Barátka oraz Noemi Miriam Górny, która zaśpiewała przepiękne węgierskie kolędy. Wszyscy obecni nauczyli się trzech tradycyjnych i niezwykle popularnych wśród bratanków kolęd. Oczywiście jedną z nich była „Cicha noc”, czyli „Csendes éj”.
„Cicha noc”, czyli po węgiersku „Csendes éj”. Źródło: YouTube
Noemi Miriam Górny wraz z uczniami wykonała również kolędy „Pásztorok, Pásztorok” („Pasterze, pasterze”), a także „Mennyből az angyal” („Z nieba Anioł”).
„Pásztorok, Pásztorok” („Pasterze, pasterze”). Źródło: YouTube
Uczniowie warszawskich liceów nauczyli się również długiej listy słówek związanych ze świętami Bożego Narodzenia, spróbowali słynnych cukierków szaloncukor, a także nauczyli się samodzielnie tworzyć z nich tradycyjne węgierskie ozdoby świąteczne.
„Mennyből az angyal” („Z nieba Anioł”). Źródło: YouTube.
(JAP)