Stare polskie przysłowie mówi, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i to najlepszy wstęp do stosunków polsko-węgierskich w dobie drugiej wojny światowej.
PIOTR BOROŃ
Oczywiście trudno pochwalać węgierski sojusz z III Rzeszą, ale jeżeli zadamy sobie trud poważniejszego zagłębienia się w sytuację polityczną tamtych czasów, to przynajmniej możemy zrozumieć, co sprawiło, że Węgrzy obrali taką, a nie inną drogę. U podstaw wszelkich działań leżały w pierwszym rzędzie postanowienia traktatu w Trianon z 4 czerwca 1920 roku, w którym zwycięzcy pierwszej wojny światowej potraktowali Węgry nie tylko okrutnie, lecz także gorzej niż Niemcy i Austrię, a przede wszystkim wbrew generalnej zasadzie ustalania granic według kryterium narodowościowego. W efekcie tego wielu Węgrów, którzy od blisko tysiąca lat mieszkali w swoim państwie, zostało ludnością drugiej kategorii w państwach sąsiednich.
Dla wszystkich Węgrów była to tragedia narodowa i wyzwanie, by zrewidować te decyzje w przyszłości z pozycji siły. Przez całe dwudziestolecie międzywojenne Węgry były traktowane przez sąsiadów jako potencjalny wróg, a Francja, mająca się za gwaranta systemu wersalskiego w Europie, patronowała tzw. Małej Entencie, czyli sojuszowi państw wymierzonemu przeciw węgierskiemu rewizjonizmowi. Wreszcie, gdy już Anglia z Francją w traktacie monachijskim zgodziły się na rozbiór Czechosłowacji przez Hitlera, te same państwa odmówiły Węgrom roszczeń do terenów, gdzie Węgrzy stanowili większość. Jako Polacy słusznie narzekamy na niedotrzymanie sojuszu naszych aliantów we wrześniu 1939 roku, ale gdy w 1938 roku Polska mogła mieć przynajmniej nadzieje na pomoc przeciw Hitlerowi, to wówczas Węgry pozbawione były jakiejkolwiek nadziei na sojusze, a groziło im takie samo niebezpieczeństwo ataku, tak przez Hitlera, jak i Stalina. W tej sytuacji to Hitler wyciągnął do Węgrów rękę i w tzw. pierwszym arbitrażu wiedeńskim pozwolił Węgrom na zajęcie części południowej Słowacji i Rusi Zakarpackiej, co uczynili w listopadzie 1938 roku. W 1939 roku Węgrzy pokonali Karpato-Ukrainę (nowy twór polityczny) i w ten sposób sięgnęli granicy polskiej.
Tymczasem w Polsce obóz sanacyjny prężył muskuły, odpowiadając III Rzeszy pogróżkami i mając nadzieję na lojalność sojuszników angielskich i francuskich. Po dumnym przemówieniu ministra Józefa Becka w Londynie 6 kwiatnia 1939 roku III Rzesza zerwała układ polsko-niemiecki z 1934 roku, przewidujący, że wykluczamy z wzajemnych stosunków agresję, ale mimo tej reakcji Węgry miały prawo przypuszczać, że Anglia i Francja zapewnią nam utworzenie zachodniego frontu i Niemcy pożałują napaści. Tym bardziej Węgry musiały mieć się teraz na baczności.
Premier Pál Teleki w roku 1940. Fot. Fortepan / Károly Vass
GESTY NIE DO PRZECENIENIA
Mimo znalezienia się w dwóch przeciwnych obozach polityczno-militarnych minister spraw zagranicznych István Csáky skierował do swojego ambasadora we Włoszech Villaniego notę na wypadek, gdyby któreś z państw Osi zażądały określenia stanowiska Węgier w sprawie polskiej: „W żadnej akcji zbrojnej nie będziemy uczestniczyć bezpośrednio lub pośrednio. To drugie sformułowanie oznacza, iż odrzucimy każde żądanie, by oddziały niemieckie pieszo, środkami komunikacji drogowej lub kolejowej mogły przemieszczać się przez terytorium Węgier celem ataku na Polskę. Kto bez zezwolenia wtargnie w nasze granice, będzie potraktowany jak wróg”. Wkrótce w kilku wymianach zdań pomiędzy dyplomatami włoskimi i węgierskimi pojawiły się sugestie tych ostatnich, żeby Włochy zdystansowały się od ewentualnego konfliktu Niemiec z Polską. Włosi byli co do tego zgodni z Węgrami, choć obie strony brały pod uwagę, że może nastąpić rozszerzenie konfliktu, w którym dojdzie do działań wojennych przeciw innym państwom z przeciwnej opcji. Stanowisko Włoch i Węgier jawi się w tym konkretnym kontekście jako bardzo odważne przeciwstawienie się Hitlerowi, który – nota bene! – nie zaprzestał nacisków.
W kwietniu 1939 roku premier Węgier, znany nam już jako wypróbowany przyjaciel z 1920 roku, gdy również jako premier zdecydował o wysłaniu pomocy zbrojnej Polsce, atakowanej przez bolszewików, pomocy decydującej o naszym sukcesie, hrabia Pál Teleki przebywając z oficjalną wizytą w Berlinie, był indagowany przez kanclerza słowami: „Kwestię tę trzeba tak czy owak rozstrzygnąć”, a minister spraw zagranicznych Joachim von Ribbentrop robił Telekiemu wyrzuty, że Węgry mącą w polityce, sugerując w ważnej gazecie „Pesten Lloyd” możliwość stworzenia sojuszu Belgrad-Rzym-Budapeszt-Warszawa, co rozbija niemieckie sojusze, już gotowe do wojny. Jak poważnie traktowano te kunktatorskie działania niech świadczy oferta Warszawy dla Węgier, że możemy natychmiast dwukrotnie powiększyć z nimi wymianę handlową, a oferta niemiecka, że za jakiekolwiek natychmiastowe poparcie agresji niemieckiej na Polskę, III Rzesza zmusi już samodzielną Słowację do oddania się w całości Węgrom jako terytorium autonomiczne. Taka oferta Niemiec spełniała najskrytsze marzenia Węgrów, lecz odrzucili ją natychmiast.
W depeszy wysłanej do kanclerza Trzeciej Rzeszy 24 lipca 1939 roku premier Teleki stwierdził, że „Węgry nie mogą przedsięwziąć żadnej akcji militarnej przeciw Polsce ze względów moralnych”, co wywołało wściekłość Hitlera. Gdy w podobnym czasie na forum nowo wybranego węgierskiego parlamentu regent Miklós Horthy ogłosił kierunki w polityce zagranicznej Węgier, podkreślił, że „prawdziwa przyjaźń wiąże nas z Polską, która po stuletniej przerwie znowu stała się naszym sąsiadem”, izbę ogarnął entuzjazm. W Niemczech przyjęto tę reakcję bardzo negatywnie.
W obliczu agresji Niemiec na Polskę, gdy Hitler 24 sierpnia użył już ostatnich nacisków na Telekiego, by jednak Węgrzy zgodzili się na przepuszczenie Wehrmachtu przez swoje terytorium, ten odparł zdecydowanie: „Prędzej wysadzę nasze linie kolejowe, niż wezmę udział w inwazji na Polskę. Ze strony Węgier jest sprawą honoru narodowego nie brać udziału w jakiejkolwiek akcji zbrojnej przeciw Polsce”.
WOJNA I OKUPACJA
Jak bardzo zależało Hitlerowi na wciągnięciu Węgrów w jakąkolwiek antypolską akcję, niech świadczy fakt, że jeszcze 6 września Ribbentrop oferował Węgrom spełnienie zachcianek terytorialnych względem Polski, byle by tylko Węgry wycofały się z neutralności. Jeszcze nawet 9 i 10 września armia niemiecka żądała od Węgrów udostępnienia choćby linii kolejowej Koszyce-Humenne-Łupków, a później próbę ponowiła Słowacja. Też nic nie wskórała.
Podczas niemieckich i sowieckich działań zbrojnych przeciw Polsce Węgry udzieliły nam jawnej pomocy, otwierając granicę i dając opiekę wielu polskim oddziałom wojskowym, które znalazły się na terytorium państwa węgierskiego. Premier Teleki podjął decyzję już 17–18 września, a Rada Ministrów potwierdziła ją 24 września. Oficjalna decyzja Telekiego dała możliwość wydania odpowiednich rozkazów przez polskie dowództwo, a także zobowiązywała służby węgierskie do udzielania wszelkiej pomocy. Do naszych najważniejszych sił zbrojnych w ten sposób uratowanych należała zmotoryzowana 10. Brygada Kawalerii płk. Stanisława Maczka. Co więcej, dzięki błyskawicznej pomocy węgierskiej zdołano ją ewakuować do Francji, gdzie jeszcze w 1940 roku odegrała chlubną rolę w obronie sojusznika, który nas zawiódł we wrześniu. Po klęsce Francji i koniecznym stacjonowaniu w Szkocji, gen. Maczek wziął udział w pokonaniu III Rzeszy, wyzwolił część Holandii i zakończył szlak bojowy jako najwyższy stopniem polski dowódca okupacyjny terytorium niemieckiego. Czyż Niemcy nie mogli nie czuć nienawiści do Węgrów za takie gesty wobec Polaków, które jawnie szkodziły działaniom III Rzeszy? To wręcz nie do wiary, ale przez Węgry (a potem często przez Włochy) przedostało się do Francji wiele tysięcy Polaków, których Węgrzy nie wydali Niemcom i którzy kontynuowali potem walkę zbrojną. To wszystko działo się po nocie dyplomatycznej III Rzeszy z połowy września, brzmiącej: „Wszelka pomoc i ułatwienia udzielane Polakom uchodzących do państw pozostających w przyjacielskich stosunkach z mocarstwami Osi [Rzym-Berlin-Tokio – przyp. P.B.] są sprzeczne z interesami Niemiec”.
Węgrzy rozciągali opiekę nie tylko nad wojskowymi, lecz także cywilami, co dawało nam o wiele szersze możliwości działań konspiracyjnych, gdyż cywilów nie obowiązywało kierowanie do obozów uchodźczych, ale mogli nieskrępowanie poruszać się po całym terytorium Węgier. Ze strony polskiej powstała z czasem Wojskowa Baza Wywiadowczo-Łącznikowa o kryptonimie W [Węgry – przyp. P.B.]. Pomocą dla Polaków zajmował się specjalny departament węgierskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, którym kierował komisarz rządowy w randze ministra József Antall (później współzałożyciel Partii Drobnych Rolników i ojciec pierwszego premiera po 1990 roku). Rząd Węgierski wciąż zezwalał na istnienie Ambasady RP w Budapeszcie, co umożliwiało skuteczne kierowanie działaniami uchodźców i kurierów, a zamknięto ją dopiero 15 stycznia 1941 roku pod wielkim naciskiem Niemiec. Utrudnienia polskim kurierom robił dopiero rząd, który powstał po samobójczej śmierci premiera Telekiego, który tak zademonstrował dezaprobatę dla pogwałcenia terytorium Węgier przez Niemców, atakujących Jugosławię w kwietniu 1941 roku. Zmiany w oficjalnej polityce rządu węgierskiego nie odmieniły życzliwych postaw tysięcy Węgrów wobec Polaków, a nawet pracowników departamentów w ministerstwach. Mówiąc bardzo ogólnie, było to ignorowanie działalności polskich kurierów i oficerów, szkodzących III Rzeszy, wspomaganie ich finansowo, logistycznie i merytorycznie, a wreszcie nawet wydobywanie ich z rąk gestapowców, gdy osobista zażyłość z nimi lub korupcja na to pozwalały. Tak było jeszcze nawet w 1944 roku.
Z kolei Polacy odwdzięczali się pośrednictwem w najściślej zakonspirowanych kontaktach władz węgierskich z Aliantami, których wyjawienie mogło sprowadzić na Węgry straszną zemstę Niemców, a były szczególnie trudne, bo Anglicy i Amerykanie nie mogli zrozumieć dobrych intencji Węgrów w sytuacji, gdy byli sojusznikami III Rzeszy. Polacy gwarantowali wielokrotnie wiarygodność rozmówców.
Jak widać choćby z ogólnych zarysów, przeciwne strony konfliktu zbrojnego w latach 1939–1945 nie pokrywały się z faktycznymi intencjami i działaniami w relacjach polsko-węgierskich, a wytłumaczeniem wielu odstępstw od zarysowanych sojuszy była pradawna przyjaźń i życzliwość pomiędzy naszymi narodami, zakorzeniona głęboko w sercach ludzkich, a weryfikowana pozytywnie także na szczytach władzy.