Maciej Korwin (węg. Hunyadi Mátyás) był synem wielkiego wodza i regenta Węgier Jana Hunyadyego (węg. Hunyadi János). Żył w latach 1443–1490. Królem Węgier i Chorwacji był od 1458 roku, a królem Czech od 1469 roku. Był człowiekiem wszechstronnie wykształconym, o ogromnym potencjale umysłowym i rozmachu w działaniach. Zdobywszy Śląsk z Wrocławiem i Dolną Austrię z Wiedniem, zamieszkał tam i zamierzał stworzyć cesarstwo środkowoeuropejskie. Pamięć o nim przetrwała w ludowych legendach, często sprzecznych z rzeczywistością. Docenił to zjawisko Dénes Lengyel i zebrał przed z górą trzydziestu laty wiele węgierskich baśni, legend i podań w książce pt. „Korona i miecz”.
Piotr Boroń
WYNIESIONY NA TRON PRZEZ ANIOŁÓW
Legenda, zasłyszana przez badaczy podań ludowych w dawnej wiosce Mátyásföld, a dziś XVI Dzielnicy Budapesztu, mówi, że Maciej Korwin był tak niskiego pochodzenia społecznego (ze szlachty, która musiała na swe utrzymanie pracować fizycznie, tak jak nasza „zaściankowa”), że zatrudnił się u sąsiada Istvána jako pastuch i pomocnik przy orce. Ten często naigrywał się z Macieja, wyśmiewając szczególnie jego długi nos. Gdy Maciej któregoś dnia orał pole, odwiedził go inny parobek i przyniósł wiadomość, że gdy oni tu pracują w pocie czoła, to w niedalekiej Budzie możni panowie zebrali się, by obrać kogoś na króla. Maciej, zajęty pracą, niewiele zważał na gadaninę, więc tamten zaczął się wyzłośliwiać w duchu Istvána, by Maciej swym długim nosem wywąchał, kto może zostać wybrany na króla Węgier. Nagabywany Maciej odparł wreszcie, że króla nie wybiorą możni, ale aniołowie, a zostanie nim ten, który spożyje dziś obiad na żelaznym stole. Po czym obrócił pług i rozłożył jedzenie na żelaznym lemieszu. Tego miał już dość prześmiewczy parobek i wypalił:
– Prędzej mój bat wypuści listki, a jego właściciel zostanie wariatem.
I tak się stało… A z niebios spłynęli do Macieja aniołowie, niosąc mu koronę. Ogarnęła go w tej chwili przekorna pokora i porwawszy jakiś kij, zaczął się nim zasłaniać, by tak łatwo korona nie spłynęła mu na głowę. Robił to tak uparcie, że nawet przekrzywił nieco krzyżyk, który wieńczy koronę. I taki przekrzywiony pozostał już do dziś.
SPRAWIEDLIWY JAK SALOMON
Wkrótce po koronacji król Maciej poznał wszystkich możnych królestwa. Bywali na jego dworze, ucztowali z nim, ścigali się w obietnicach waleczności, popisywali bogactwami. Nie wszystkich król polubił, a drażnił go szczególnie jeden możny a chytry pan, który na ucztach wyjadał co lepsze kawałki mięsa, nawet te, które kucharze układali na misach od królewskiej strony.
Chciał też król Maciej poznać swój lud, więc coraz częściej (już jako siedemnastolatek) wymykał się w biedaczym przebraniu i wchodził pomiędzy poddanych, by usłyszeć, jakie mają problemy. Któregoś razu zapędził się do owczarza i poprosił, by ten przyjął go na parobka, ale ten odmówił, widząc, że Maciej jest szczupły i delikatny. Widząc jednak, że zapada zmrok, zaprosił go do izby, aby bezpiecznie przenocował, a nawet polecił żonie ugościć przybysza pysznym paprykarzem. Maciej, zgłodniały całodzienną wędrówką, wprost zajadał się, a kozikiem, który dostał od owczarza, przygarniał i łowił coraz więcej mięsa. Gdy zaczął sięgać za daleko, owczarz obróciwszy zgrabnie swój kozik w dłoni, trzepnął go po palcach rączką aż zabolało i powiedział mu prosto w oczy:
– Łowiąc dla siebie, pamiętaj o innych!
Młodziutki król Maciej przełknął nieświadomą zniewagę, a usypiając w kącie izby na owczych skórach, przemyśliwał wieczorne doświadczenie i nawet spodobała mu się nauczka, której udzielił mu owczarz. Rankiem podziękował za gościnę, a nazajutrz odwiedzili owczarza dwaj rycerze, którzy kazali mu stawić się w zamku królewskim. Ten najpierw się zląkł, ale ponieważ obchodzili się z nim uprzejmie, a na koniec posadzili do królewskiego stołu, więc odzyskał rezon i gdy zaczęto ucztować, a jeszcze i słudzy dolali mu sporo wina, trzepnął po palcach owego możnego, który tak lubił podjadać królowi co lepsze kąski. Możny obruszył się i zamierzał nawet ukarać człowieka niższego stanu, ale że nie mógł sięgnąć owczarza przez szeroki stół, to zaczął go tylko besztać. Na to do komnaty wszedł król Maciej i przywołał możnego do porządku, a wyjaśnił mu, że to, czego jemu jako grzecznemu władcy nie wypadało uczynić, w tym wyręczył go pospolity owczarz. Jakież było zdziwienie tegoż, gdy król zdjął z szyi swój cenny łańcuch i zawiesił na owczarzu. Zapanowała konsternacja, którą przerwał sam król, zwracając się do pouczonego możnowładcy:
– Pora, abyś i ty podziękował temu człowiekowi za naukę. Zdejmijże z pańskiej szyi łańcuch i zawieś na nim z wdzięcznością!
Możnemu nie pozostało nic innego, jak powtórzyć gest królewski, a wszyscy docenili mądrość młodego władcy, który przywiódł możnego do pokory nie siłą a sprytem.
Źródło: domena publiczna
OSIŁEK OBDARZONY MĄDROŚCIĄ JAK MAŁO KTO
Podróżując po swym rozległym władztwie, spragniony Maciej Korwin zatrzymał się w wiosce Nagyvázsony nieopodal bogatego klasztoru i siadłszy koło młyna, pchnął pachołka do mnichów, by przyniósł mu upragnionego napoju. Mnisi, chcący pochwalić się swym sławnym winem, osobiście dostarczyli cały dzban, ale oto spragniony król odmówił nawet spróbowania go, gdyż nie pijał alkoholu. Przyglądający się tej scenie osiłek Pál Kinizsi, kończący obrabianie kamienia młyńskiego, podskoczył do mnichów, a wylawszy pyszne wino, nabrał wody z pobliskiego źródła i spiesznie niósł go do króla. Na ten widok dworzanie zakrzyknęli, że nie godzi się, by podawać cokolwiek królowi nie na tacy. Pál Kinizsi znalazł i na to sposób. Położył dzban na prawie ukończonym kamieniu młyńskim i tak podał chłodny napój Maciejowi Korwinowi. Ubawiony król, docenił też jego siłę i pasował go na rycerza, dając mu wieś Nagyvázsony w dziedziczne władanie. Pál Kinizsi w orszaku królewskim sprawował się po mistrzowsku, walcząc dzielnie nawet przeciw najgroźniejszym Turkom. Gdy jednak pewnego razu Maciej Korwin wpadł na pomysł, by wysłać Kinizsiego w poselstwie do sułtana, dzielny rycerz zrozumiał, że może przypłacić to życiem, bo tak skończyło swe posłowania do Stambułu już wielu jego poprzedników. Zaczął się więc delikatnie wykręcać z tej zaszczytnej misji, a król widząc niejaką opieszałość, zachęcił Kinizsiego słowami:
– Nie obawiaj się! Jeżeli sułtan ośmieli się zabrać ci głowę, to ja zetnę w zemście trzydzieści tysięcy głów tureckich!
– Wątpię jednak – odparł nie tylko silny, ale i mądry Pál Kinizsi – czy któraś z głów tureckich będzie pasować do mojej szyi…
Spodobała się Maciejowi Korwinowi rozsądna odpowiedź i przesłał wiadomość sułtanowi przez jednego z jeńców tureckich, pojmanych we wcześniejszych bitwach. Sułtan zaś odpłacił mu, wysyłając swój list przez uwolnionego jeńca węgierskiego, który żył długo i szczęśliwie, wróciwszy do swej rodziny.
MACIEJ KORWIN WE WROCŁAWIU
Stolica Dolnego Śląska pozostawała długo we władaniu polskiej dynastii Piastów. W początkach XIV wieku zaczęli sobie rościć do niej pretensje czescy Przemyślidzi, a po nich władający Czechami Luksemburgowie. W XV wieku chcieli sięgnąć po piękny Wrocław Habsburgowie, ale mieszczanie wrocławscy woleli króla węgierskiego Macieja Korwina, który zajął prastary i warowny gród. Wtedy przypomnieli sobie o Wrocławiu także Jagiellonowie, którzy wysłali wojska, by odebrały miasto Maciejowi Korwinowi. Ten nie kwapił się do wykrwawiających bojów, ale zbudował na murach duży podest, na którym jego rycerze z co piękniejszymi mieszczkami urządzali tańce do dźwięków kapeli. Polscy i czescy rycerze, podkomendni Władysława Jagiellończyka, coraz liczniej woleli przybliżać się, by przypatrywać się tańcom niż narażać na śmierć w otwartym dobywaniu murów. Oni też doprowadzili do spotkania króla Węgier z Jagiellonami, bo sprawą zainteresował się nawet ojciec Władysława, Kazimierz Jagiellończyk z Krakowa. Ich spotkanie, choć bardzo kurtuazyjne, tylko zaogniło sytuację, bo Maciej na „usilne prośby”, by oddał Władysławowi wszystkie ziemie, które zajął, odparł, że chętnie to zrobi, ale musi otrzymać zwrot kosztów swych wypraw wojennych, które oszacował na czterysta tysięcy dukatów. Jedyną korzyścią z ich spotkania było umówienie się na kolejną rozmowę za trzy dni. To był czas, który wykorzystali tak węgierscy, jak i polscy rycerze, by przekonać swych królów do zawarcia pokoju. Jakoż kolejne spotkanie upłynęło nie tylko wśród grzeczności, lecz także rozsądnych propozycji, a co najważniejsze, chęci porozumienia. Gdy już zasiedli do uczty, uzgodnienia wydawały się nieco dziwne, bo Maciej miał władać Czechami, choć ich królem mógł się tytułować Władysław, a po śmierci Macieja Jagiellonowie mogli wykupić od jego sukcesora Czechy, Morawy i Śląsk za czterysta tysięcy dukatów, ale najważniejsze było to, że się pogodzili. Siedli we trzech przy czworobocznym stole, a od pustego boku dobiegały dźwięki kapeli i podziwiać można było pląsy wrocławskich panien, zachęcających królów do tańca.
I znów, po raz kolejny, okazało się, że ambitnych i skorych do kłótni władców pogodzili ich poddani, którzy chcieli pozostawać ze sobą w zgodzie.
UMARŁ KRÓL MACIEJ – UMARŁA I SPRAWIEDLIWOŚĆ
Maciej Korwin nigdy nie zaprzestał swego zwyczaju przebierania się i osobistego podsłuchiwania, co w jego państwie „piszczy”. Idąc z wielkim wojskiem na wyprawę wojenną, znalazł przecież trochę czasu, by zaglądnąć do pobliskiego miasteczka w przebraniu biedaka. Tam właśnie wszyscy zajęci byli darmową pracą dostarczania drewna z lasu dla złego sędziego, który szantażował lud wyrokami w imieniu króla, jeżeli nie będą pracować za darmo. By się upewnić co do szczegółów, podszedł król pod pałac sędziego, a tam jeden z hajduków obił go za bezczynne przyglądanie się. Zmuszony do pracy, król Maciej napisał na kilku pniach swoje inicjały, a wieczorem wrócił do swego wojska. Z rana odwiedził złego sędziego i przemówił tak:
– Niegodziwcze! Miałeś sądzić w mym imieniu sprawiedliwie, a garniesz pod siebie, szantażując ludzi. Pnie drewniane z królewskimi inicjałami świadczą przeciw tobie, choćby i terroryzowani poddani bali się zeznawać. Ponieważ jednak byłeś sędzią królewskim, nie powieszę cię, ale dam ci łaskę ścięcia głowy mieczem. Sznura jednak nie uniknie twój hajduk, który śmiał obić mnie, króla, gdy nie miał prawa obić nikogo. W okolicy zapanowała powszechna radość ze sprawiedliwego wyroku.
Gdy więc zmarł Maciej Korwin ukuto powiedzenie, które rozeszło się szeroko po Europie „Umarł król Maciej – umarła i sprawiedliwość”.