Back to top
Publikacja: 11.07.2022
Przegląd prasy znad Wisły Zofii Magdziak
Przegląd prasy

Wojna na Ukrainie i jej konsekwencje nie schodzą z pierwszych stron gazet. W poniedziałek dzienniki piszą przede wszystkim o „szoku gazowym” i „uderzeniu” Władimira Putina na Europę. 


Putin szantażuje Europę

„Rosja szykuje całkowite odcięcie dostaw gazu dla naszego zachodniego sąsiada. I głęboki kryzys dla całej Europy" –  informuje na pierwszej stronie „​​​​​​​Rzeczpospolita”, opisując planowane przez Rosję tymczasowe wyłączenie Nord Stream 1. „W Berlinie narasta przekonanie, że gazociąg zostanie zamknięty na dobre”   czytamy dalej, a autor tekstu zwraca uwagę, że już dziesięć krajów Unii zawiadomiło Brukselę, że znalazło się przez Rosję w zapaści energetycznej. „Szczególny jest przypadek Polski. Władze w Warszawie nie bez racji krytykują niemiecki model rozwoju oparty na dostawach z Rosji tanich nośników energii. Tyle że nasz kraj przez lata pośrednio z niego korzystał jako czołowy poddostawca niemieckiej machiny eksportowej: niemal 29 proc. sprzedaży polskich towarów za granicą idzie do sąsiada zza Odry. Teraz ten mechanizm może upaść, przyczyniając się do wpędzenia Polski w głęboki kryzys gospodarczy” – podaje „Rz”. Jak tymczasem tłumaczą cytowani przez „Dziennik Gazetę Prawną” ekonomiści, w wyniku kryzysu „dynamika naszego PKB może wyhamować nawet o 0,4 proc., a skutki może odczuć ponad 20 branż”. „Zakłócenia w polskich firmach byłyby efektem kłopotów w analogicznych działach gospodarki w Niemczech […] Zastrzegają przy tym [ekonomiści – red.], że skala szoku jest trudna do oceny, ponieważ z jednej strony będzie zależała od tego, jak ciężka będzie zima, z drugiej – od tego, jak szybko niemieckie firmy będą w stanie znaleźć alternatywne źródło energii” – czytamy.

Wojna na Ukrainie. Zagrożenie dla Polski?

 

Na łamach tygodnika „Sieci” Marek Budzisz w tekście „Kto wygrywa wojnę na Ukrainie?” analizuje perspektywy konfliktu na wschodzie. „Rosjanie [...] doskonale wiedzą, że rozbicie jedności Zachodu i przekonanie Waszyngtonu, iż dostawy dla Kijowa niewiele zmienią na froncie są w dłuższej perspektywie ich jedyną szansą na zwycięstwo” – tłumaczy ekspert. „To dlatego wojskowi i politycy w rodzaju Jensa Stoltenberga, obawiający się być może, że Ukraina może »przegrać pokój«, mówią, że wojna może jeszcze potrwać długo, nawet do przyszłego roku. A prezydent Zełenski, opisując ukraińskie scenariusze zwycięstwa, wspomina o końcu roku. Jeśli bowiem pytać, na czyją korzyść pracuje czas, to w krótkiej, kilkutygodniowej perspektywie na korzyść Rosji, a w dłuższej Ukrainy. Oczywiście o ile pomoc Zachodu nie osłabnie i nie zwycięży opcja »pokój już«” – dodaje Budzisz.

Jak bowiem relacjonuje Ośrodek Studiów Wschodnich, zapowiedziana w ubiegłym tygodniu „przez rosyjskie władze pauza operacyjna dotyczy jedynie jednostek, które brały bezpośredni udział w walkach o Siewierodonieck i Lisiczańsk, i nie wpłynęła na dynamikę działań militarnych na innych kierunkach”. „Nie oznacza ona zatem rezygnacji z dotychczasowych planów wojskowych, lecz stanowi przygotowanie do kolejnej fazy operacji mającej na celu przejęcie kontroli nad całością obwodu donieckiego” ostrzegają analitycy OSW.

Na łamach tygodnika „Do Rzeczy” były minister obrony narodowej Polski dr Jan Parys mówi natomiast o sytuacji w nazywanym przez analityków „najniebezpieczniejszym miejscu na świecie”, czyli przesmyku suwalskim. Jest to 65-kilometrowy obszar na pograniczu polsko-litewskim, od wielu lat uważany za jedno z newralgicznych miejsc w Europie i ewentualny punkt zapalny konfliktu Rosji z NATO. – Z racjonalnego punktu widzenia uderzenie na kraje bałtyckie czy też na przesmyk suwalski w celu odcięcia ich od Polski w tej chwili nie byłoby krokiem sensownym. Rosja jest uwikłana w operację militarną, której nie jest w stanie zakończyć zgodnie z planem. Nie wykluczam jednak, że powstają tam pomysły, żeby pokazać NATO i własnemu społeczeństwu siłę i przewagę Rosji – tłumaczy w wywiadzie dr Parys. Czy jednak Moskwa zdecydowałaby się na takie działania w obliczu zdecydowanego stanowiska NATO ws. obrony każdego państwa członkowskiego? – Moskwa mogłaby liczyć w przypadku agresji na kraje bałtyckie, że państwa NATO też będą podzielone i wcale nie będzie łatwo zmobilizować opinię publiczną czy polityków do tego, żeby wystawić duże siły wojskowe i wysłać je na wojnę. Pytanie, czy Francuzi, Hiszpanie, Portugalczycy, Włosi, Holendrzy zechcą ryzykować życie i swój spokojny, luksusowy byt po to, by pomagać ocalić niepodległość dalekich im państw bałtyckich – podkreśla były szef polskiego MON.

 

Granice Unii Europejskiej

 

W opinii wielu państw członkowskich, także Polski, brak skutecznych działań na granicy przekłada się wprost na właściwe funkcjonowanie strefy Schengen, czyli jednego z filarów UE – tłumaczy tymczasem w wywiadzie dla ​​​​„DGP” wiceszef resortu spraw wewnętrznych Bartosz Grodecki, komentując spory wewnątrz Unii Europejskiej dotyczące kwestii migracji i udzielania azylu. – Jeżeli granice zewnętrzne nie zostaną odpowiednio zabezpieczone, to państwa członkowskie będą wprowadzały kontrole na granicach wewnętrznych – co zresztą w wielu miejscach już się dzieje – co samo w sobie przeczy idei swobodnego przepływu ludzi – dodaje polityk. Jak przyznaje dalej wiceminister, chociaż „Komisja Europejska nie jest chętna budowom barier fizycznych, choć takie zapory od wielu lat powstają na granicach zewnętrznych UE” to  zdaniem polskich władz „nie ma obecnie innego sposobu niż budowa tego typu infrastruktury, żeby ograniczyć skutki operacji hybrydowej przygotowanej przeciw Polsce, a także UE przez reżim Łukaszenki”.

Przykładem takiej zapory na granicy UE, a w tym wypadku także granicy Polski, jest mur, który powstał pomiędzy Polską a Białorusią. „Barierę fizyczną budowano od 25 stycznia do końca czerwca. Zapora stanęła na 187 km podlaskiego odcinka polsko-białoruskiej granicy. Ma 5,5 m wysokości i składa się ze stalowych słupów, które zostały zwieńczone na górze drutem. Do połowy września gotowa będzie bariera elektroniczna, która zabezpieczy łącznie 202 km (obejmie swoim zasięgiem także część wód granicznych)” – czytamy na łamach „Do Rzeczy”.