Back to top
Publikacja: 21.08.2022
TAJEMNICE ZAMKU MURÁNY
Historia

Na południe od Zakopanego, pomiędzy Bańską Bystrzycą a Koszycami stoi na skale niedostępny zamek Murány (pol. Murań), należący kiedyś do możnego węgierskiego rodu Széchych. Mieszkańcy Polski południowej mogą odwiedzić go i wrócić do siebie w jeden dzień. Propozycja wydaje się więc dobra nie tylko na wakacje.


Piotr Boroń


Brama do zamku. Fot. Lestat (Jan Mehlich) /  Creative Commons Attribution-Share Alike 3.0 Unported


Na południe od Zakopanego, pomiędzy Bańską Bystrzycą a Koszycami stoi na skale niedostępny zamek Murány (pol. Murań), należący kiedyś do możnego węgierskiego rodu Széchych. Niedaleko znajduje się Wesselényiho jaskyňa. Dawne opowieści wiążą je ze sobą. Gdy Górne Węgry (węg Felvidék) dostały się w XVI wieku pod panowanie Habsburgów, ród Széchych wręcz demonstracyjnie okazywał im nieposłuszeństwo. Po prostu nie mógł się pogodzić z panowaniem królów, których wszyscy patrioci podejrzewali o chęć wykorzystywania Węgrów do swoich celów rodowych i eksploatowania kraju zamiast okazywania troski o dobro jego mieszkańców.

Habsburgowie przemyśliwali więc, w jaki sposób zemścić się na nieposłusznym rodzie lub całkiem go złamać. Wiedzieli, że próba otwartego szturmu na zamek, który przy opadających mgłach wydawał się nawet leżeć ponad chmurami, musi zakończyć się niepowodzeniem, a nawet wielkimi stratami żołnierzy. Znani byli jednak z tego szeroko, że umieli jak nikt skłócać swoich wrogów, że umieli osiągać bez oręża to, do czego inni potrzebowali wielkich i kosztownych armii. Nie bez kozery cieszyli się dewizą „Bella gerunt aliis. Tu, felix Austria, nube!” (Niech inni toczą wojny. Ty, szczęśliwa Austrio, żeń się!) i rzeczywiście przez polityczne małżeństwa przejmowali panowania w różnych państwach, tak że za już za czasów cesarza Karola V – jak mawiano – nad jego dobrami słońce nie zachodziło, bo miał je rozpostarte dookoła kuli ziemskiej. Miał wreszcie tak wiele ziem, że podzielił je między swego brata i syna, a sam spędził ostatnie lata na rozważaniach religijnych. Tymczasem jego potomków nie odstępowała żądza zaborów i najpierw Węgrzy, a później Polacy stali się tego ofiarami. Ród Széchych szedł jednak pod prąd dziejom, a włodarze Murania drwili sobie z Niemców.

NIEZGODA RUJNUJE

Starożytne przysłowie brzmiało: „Ubi concordia, ibi vistoria” (Gdzie zgoda, tam zwycięstwo), znane w Polsce w zmienionej formie, lecz z tym samym sensem „Zgoda buduje, niezgoda rujnuje”, a tymczasem właśnie w rodzinie Széchy zgody zabrakło. Nowożytne przysłowie brzmiało: „gdzie diabeł nie może tam babę pośle” i w przypadku Murania obie prawdy miały się spełnić. Po pierwsze Habsburgowie napuścili ambitnego Ferenca Wesselényiego, aby zdobył zamek, a wówczas zaskarbi sobie wdzięczność cesarza i osiądzie w zamku jako jego nowy właściciel. Było to tym bardziej perfidne, że pomiędzy sobą mieli walczyć Węgrzy, a nadrzędnym zwycięzcą mieli być Habsburgowie. Ale wśród wielu swoich dewiz postępowania mieli od dawien dawna i tę, aby „dzielić i rządzić” (Divide et impera!).

Wesselényi, przed przystąpieniem do zajmowania zamku, wiele trudu poświęcił pozbieraniu wszystkich wiadomości, które mogłyby ułatwić mu zadanie. Ku jego wielkiej radości, doniesiono mu, że w rodzinie Széchych panuje niezgoda, gdyż wdowa po György Széchym, mając trzy córki, pod wpływem dwóch starszych, deprecjonuje najmłodszą Marię. Doszło nawet do tego, że zapisała spadek tylko dwóm, a Marię kazała zamknąć w jednej z komnat, zostawiając jej tylko gęsie pióro, inkaust i dokument, w którym ta miała się zrzec wszelkich pretensji do spadku. Matka oświadczyła przy tym, że będzie pozostawać tam w głodzie, póki oświadczenia nie podpisze. Maria opierała się ponoć trzy dni, zaczęła dla zaspokojenia głodu żuć materiał ze swej sukni a pragnienie zaspakajać wodą z deszczu, który łapała, wystawiając ręce przez okno, ale gdy przez trzy dni nie spadła z niego ani kropla, poddała się i zrzeczenie się praw do majątku podpisała. Stawiając kolejne litery, miała podobno poprzysięgać siostrom (i ich chytrym mężom) zemstę za to, że skłoniły wspólną matkę do takiego nacisku na nią. Sprytne siostry ucieszyły się z podpisania dokumentu ale i dołożyły starań, by Maria nie uciekła z zamku, a nawet pozostawała pod ich kontrolą. Pozostali przy niej tylko najwierniejsi starzy dworzanie i podstarzałe damy, a słudzy zaborczych sióstr pilnowali całego dworu dniem i nocą.

CHYTRY PLAN

Ferenc Wesselényi, wiedząc o niezgodzie w zamku, postanowił skontaktować się z Marią i zaproponować jej małżeństwo za umożliwienie mu wejścia do zamku po kryjomu i zaskoczenia obrońców. Przesłał więc do niej potajemnie list, schowany w koszu z ogórkami, które dostarczył do zamku jego giermek o imieniu János. Warto tu wspomnieć, że słowo „giermek” jako najzaufańszy sługa rycerza trafiło do języka polskiego właśnie z Węgier, gdzie oznacza „chłopiec” (gyermek lub geremek). János był obszukiwany w bramie przez strażników, ale nie wpadli oni na pomysł, że list może być w jednym z ogórków. Maria z początku odniosła się nieufnie do propozycji, bo miała przecież najpierw wydać zamek, a dopiero potem spodziewać się nagrody. Z drugiej jednak strony, oboje byli owdowiali, a siostry dawały się jej tak we znaki, że doszła do wniosku, iż swojego losu już nie pogorszy, a polepszyć może. Tu jednak pojawił się problem, jak dostarczyć list do Ferenca, bo przecież ogórków z zamku się nie wynosi… Ale wystarczyła mała karteczka z napisem łacińskim „sic” (tj. tak) i okazało się, że taki list można zmieścić nawet w jednym z guzów, którymi János opinał swoją kurtę.

Dalszy kontakt odbywał się przez zaufanego Jánosa ustnie, a polegał na ustaleniu daty i sposobu wejścia do zamku ludzi Wesselényiego. Uzgodnili, że zrobią to zimą, aby mróz zredukował intensywność strażowania na murach, a zwisające z murów białe prześcieradła, po których napastnicy mieli się wspiąć, były mniej widoczne na tle śniegu. Napastnicy uradzili też, że łatwiej będzie podejść pod mury niewielkiej grupce niż dużemu wojsku. Wymagało to odwagi, ale podchodzenie hurmem wzbudziłoby od razu czujność strażników. Przygotowania trwały długo, bo Maria, gromadząc białą pościel, musiała uważać, aby siostry nie powzięły podejrzeń. Po kilku miesiącach, sobotnią nocą podszedł Wesselényi pod mury, obszedł je, ale prześcieradła nie wisiały nigdzie. Oddalił się więc i przenocował ze swymi ludźmi w jaskini, która do dziś nosi jego imię. Nazajutrz posłał Jánosa do Marii z wymówkami, ale ten dowiedział się, że Maria została właśnie tego wieczora na ucztę do sióstr, więc bała się, że w przypadku niepowodzenia akcji zostać przez nie użyta jako zakładnik.

SMUTNY FINAŁ

W niedzielę wieczorem wszystko zapowiadało się pomyślnie. Zwinięte i powiązane w supły prześcieradła wisiały, więc Wesselényi zaczął zachęcać swoich żołnierzy, aby wspinali się po nich na mury. Oni w jakimś przeczuciu zdrady opierali się i nikt nie chciał być pierwszym. W końcu sam Wesselényi sięgnął blanek, a wtedy i kolejni zaryzykowali. Obeznany w architekturze zamkowej János poprowadził ich do komnaty Marii, a ona zaczęło wzywać do siebie kolejnych dowódców obrony w pułapkę. Ogłuszano ich, kneblowano i wiązano. Mało który wydał jęk. Przed świtem prawie wszyscy znaczniejsi leżeli na chłodnej posadzce i patrzyli z lękiem na żołnierza, który bawił się niedbale ostrą szablą, machając nią nad ich głowami. Teraz sama Maria udała się do sypialni swoich sióstr i oznajmiła im, że cofa swoje zrzeczenie się spadku po matce. Siostry były zdziwione, ale gdy wygłaszała swoje słowa i udając wzburzenie wychodziła obrażona do siebie, szły za nią wraz z mężami zdziwione jej zachowaniem. Zapewne myślały bardziej o jej postradaniu zmysłów niż podstępie. Kolejno wpadały więc w pułapkę, a gdy i ich mężowie zostali powiązani, wówczas Wesselényi ogłosił obrońcom, że ich dowódcom daruje życie, jeżeli wszyscy złożą broń. Pozbawieni swych panów i w trwodze o własne życie, zostawiali uzbrojenie i wychodzili za mury, a tymczasem do środka wchodzili kolejni żołnierze Wesselényiego, by zawładnąć twierdzą już na zawsze…

Ferenc Wesselényi dotrzymał słowa i ożenił się z Marią i mogli by być szczęśliwi, gdyby nie nurtujące ich sumienia, że przy zawładnięciu zamkiem Murány, uznali też nad sobą zwierzchnictwo Habsburgów, co wypominało im coraz więcej rodaków jako zdradę ojczyzny. Mijały lata, a oni dojrzewali do porzucenia Habsburgów i zaczęli nawet spiskować w swoim zamku z innymi niezadowolonymi z niemieckich rządów. Nieszczęściem ktoś doniósł cesarzowi o ich spiskowaniu i teraz to oni stali się niejako więźniami Murania, bo tylko w niej byli bezpieczni, ale gdyby opuścili twierdzę, wydali by się na pastwę siepaczy cesarskich. Nie poddali się jednak, a Murány znów był symbolem oporu przeciw niechcianym rządom obcych. Mijały lata, a Maria i Ferenc zmarli ze starości w murach zamku na niezdobytej skale.