Back to top
Publikacja: 02.10.2022
WŁADYSŁAW BENTKOWSKI. Powstaniec polsko-węgierski
Wybitne postacie

2 października przypada 135. rocznica śmierci polsko-węgierskiego bohatera, o którego działalności w latach 1848–1863 pracę magisterską na Uniwersytecie Poznańskim napisał i 28 czerwca 1938 roku obronił Wacław Felczak.


Piotr Boroń


Władysław Bentkowski urodził się w Warszawie 24 września1817 roku jako syn Emilii z Zejdlerów oraz prof. Feliksa Bentkowskiego herbu Prawdzic – wybitnego historyka literatury, bibliografa, językoznawcy i archiwisty – który właśnie tego samego roku (7 października) objął katedrę historii powszechnej na Królewskim Uniwersytecie Warszawskim. Wcześniej był nauczycielem prywatnym w kręgach związanych z bp. Ignacym Krasickim, profesorem i bibliotekarzem Liceum Warszawskiego, współpracownikiem Towarzystwa do Ksiąg Elementarnych, pomocnikiem Samuela Lindego przy redakcji „Słownika języka polskiego”, doktora honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego z 1816 roku. W 1819 roku Feliks Bentkowski otrzymał Order Świętego Stanisława, a po roku 1823 był także osobistym nauczycielem syna wielkiego księcia Konstantego. To on w 1825 roku zaprojektował pomnik Unii Lubelskiej w Lublinie.

Jego synem był Alfred Bronisław, współpracownik Karola Marcinkowskiego, kochany przez biedotę poznańską za działalność charytatywną, lekarz, który w 1848 roku wstąpił w Rzymie do Księży Zmartwychwstańców, utrzymywał kontakty z Aleksandrem Jełowickim, kręgami Adama Mickiewicza i leczył sławną – jak się po niewczasie okazało – agentkę carską i fałszywą zakonnicę Makrynę Mieczysławską.


Fot. domena publiczna


Władysław Bentkowski został posłany przez rodziców w ślad za Alfredem do Liceum Warszawskiego (Königlich-Preußisches Lyzäum zu Warschau). Była to szkoła założona przez króla pruskiego z atrakcyjnym programem nauczania łaciny, greki, polskiego i niemieckiego, ale także z dbałością o wysoki poziom przedmiotów ścisłych, a nawet tańca i jazdy konnej. W czasach, gdy uczęszczali do niej bracia Bentkowscy, mieściła się w Pałacu Kazimierzowskim przy Krakowskim Przedmieściu 26 (wcześniej sławna Szkoła Rycerska, dziś Uniwersytet Warszawski). Opuszczać ją mieli chłopcy na schwał, ale też wychowani w wierności pruskiemu królowi.

Świetne wyniki Alfreda stawiały Władysława w trudnej sytuacji, bo profesorowie pokazywali mu starszego brata za wzór, wypominając wszystkie potknięcia i grając na honorze. Władysław nie był w czasach szkolnych pewny swego powołania życiowego, ale jednego był pewien: chciał walczyć o niepodległość Polski. Kiedy więc wybuchło powstanie listopadowe, zgłosił się jako trzynastolatek do punktu rekrutacyjnego wojska, ale – oczywiście – przegoniono go, by wracał do domu. Nie zrażony tym, wałęsał się od oddziału do oddziału i w końcu udało mu się wkręcić do osobistej gwardii gen. Chłopickiego – dyktatora powstania. Wziął też udział w walkach podczas obrony Warszawy. Na szczęście udało mu się wobec klęski przedostać do domu i nie spotkawszy się z represjami, kontynuował naukę, choć już w Gimnazjum Gubernialnym, na które carat zmienił jego Liceum. Od 1837 roku studiował prawo w Królewcu, a jego praca magisterska o wadliwości Polskiego Sejmu w czasach jagiellońskich zdobyła złoty medal. Po studiach imał się różnych zajęć. Aplikował w prokuraturze, administrował majątkiem folwarcznym, ale czuł, że to jeszcze nie jest spełnienie marzeń. Wreszcie, przeniósłszy się do Wielkopolski, by nie podlegać caratowi, zgłosił się do wojska (choć słabe zdrowie leczył wcześniej nawet we Włoszech) i wstąpił do stacjonującej w Poznaniu 5. brygady artylerii pruskiej. Po szkole artylerii w Berlinie otrzymał przydział  jako porucznik do garnizonu w Świdnicy.

WIOSNA NARODÓW NA ZIEMI POLSKIEJ I WĘGIERSKIEJ

Ruchy narodowowyzwoleńcze Polaków pod zaborem pruskim uświadomiły Bentkowskiemu, że nie wolno mu dalej służyć zaborcy swą osobą i zgłosił po linii służbowej chęć wystąpienia z wojska. Szereg szykan miał go przymusić do pozostania w garnizonie, ale nieugiętą postawą zdołał przekonać zwierzchników, by dali mu tzw. abszyt, czyli zgodę na dymisję. Ponieważ opór powstańczy Polaków w 1848 roku przygasał, Bentkowski w maju 1849 roku pojechał na Węgry, by tam włączyć się w szeregi, w których było już wielu Polaków, a sprawa węgierska była nad Wisłą i Wartą bardzo popularna. Na Węgrzech trafił pod dowództwo gen. Józefa Bema i wziął udział jako dowódca baterii dział w bitwach pod Isaszeg i Szegedem (pol Segedyn) w stopniu kapitana, a potem majora. Wziął też udział w sierpniowej bitwie pod Temesvárem (obecnie rumuńska Timișoara) jako oficer Legionu Polskiego. Generał Julius Jacob von Haynau odniósł tam na czele wojsk austriackich zwycięstwo, decydujące o ostatecznym upadku powstania węgierskiego, a niedobitki armii powstańczej ewakuowały się do Turcji. Tak postąpił też major Władysław Bentkowski i wsławił się osłanianiem odwrotu poważnych sił. Przeszedł do historii, wygłaszając sławne a bohaterskie słowa, gdy podlegli mu oficerowie sugerowali, by odwrót przyspieszyć: „Raczej dam się zabić, aniżeli odejdę bez rozkazu”.

Szczęśliwie uniknął strasznych represji ze strony Austriaków, pastwiących się na wziętych do niewoli powstańcach. Za swoje zasługi został odznaczony przez Węgrów ustanowionym specjalnie w 1849 roku powstańczym Orderem Zasługi Wojskowej. Bentkowski otrzymał order III klasy. W Turcji mógł dostać posadę w armii, zachowując stopień wojskowy, ale warunkiem było przejście na Islam. Zmiana religii była chwytem politycznym. Turcja w ten sposób, według międzynarodowej konwencji, mogła uniknąć nacisków dyplomacji rosyjskiej, by wydać carowi kombatantów powstania, a uznać ich za naturalizowanych funkcjonariuszy. Wśród Polaków panowały różne opinie co do możliwości ugięcia się przed tym warunkiem. Bentkowski nie zgodził się porzucić wiary katolickiej. Z obozu internowania przedostał się do Konstantynopola, a stamtąd w 1850 roku statkiem do Marsylii i do Poznania.

REDAKTOR I PUBLICYSTA

W Poznaniu prowadził stateczny tryb życia. Pisał artykuły do różnych czasopism. Pisał hasła do bardzo prestiżowej Encyklopedii Orgelbranda. W 1852 roku rozpoczął karierę polityczną, a znany z publikacji, został wybrany do Pruskiego Sejmu Krajowego (Preußischer Landtag), obradującego w Berlinie.

Na wieść o wybuchu Powstania Styczniowego złożył mandat poselski i przedostał się z niemałymi kłopotami do Królestwa Polskiego, by walczyć. Uniknął tak zatrzymania przez austriackie straże graniczne, którym okazał paszport pruski, jak i patroli kozackich, które krążyły koło Słomnik. Co więcej, przemycił sporo broni, ukrytej na wozie. Odnalazł Langiewicza we dworku w Sosnówce, gdzie właśnie niedawno odbyły się uroczystości złożenia wodzowi, który został nawet dyktatorem powstania, przysięgi przez wojsko. Jako doświadczony wojskowy został szefem sztabu Mariana Langiewicza. Gdy to się stało oficjalnie, Langiewicz wziął go na bok i nastąpiła ciekawa wymiana zdań na temat stopnia wojskowego, jakiego sobie szef sztabu życzy. Swą znamienną odpowiedź odnotował Bentkowski we swych wspomnieniach: „Odpowiedziałem na to, że niskiego stopnia dawać mi nie wypada ze względu, iż mi nieraz przyjdzie z mego stanowiska szefa sztabu wydawać dyspozycje oficerom ze stopniem generalskim; udzielanie mi zaś z kopyta wysokiego stopnia byłoby mi w duszy śmiesznem, a więc niemiłem; proponuję więc wobec takiego dylematu, żeby mi po prostu dać nominację na urząd, to jest na szefa sztabu, a kwestię stopnia zostawić in suspenso do późniejszych czasów”. Jako wytrawny oficer nie miał złudzeń co do żołnierskich pokus, które są zwyczajną rzeczą w każdym wojsku. Na wieść, że w jednym z dworów, gdzie nocowali, doszło do grabieży sreber z kredensu, zareagował zdecydowanie, a wspominał to tak: „Skłoniłem jeszcze tegoż samego dnia dyktatora do wydania rozkazu dziennego, zapowiadającego karę śmierci na każdego, który by się we własnym kraju na własnych ziomkach dopuścił rabunku przedmiotów nienależących do pożywienia. […] Skłoniłem jednocześnie Langiewicza, żeby pozwolił ogłosić wojsku, iż odtąd prości żołnierze stałą pobierać będą płacę, gdyż w istocie nieco za idealne było żądanie od mnóstwa zgłodzonych, zziębniętych, po części obdartych biedaków, żeby nigdy złamanego grosza nie dostawali”.

PRUSKIE WIĘZIENIE

Po klęskach pod Chrobrzem i Grochowiskami w marcu 1863 roku przekroczył ze swym wodzem granicę austriacką i schronił się w Krakowie jak setki innych powstańców. Langiewicz został osadzony w więzieniu Josephstadt. Bentkowski mieszkał w Krakowie do 1865 roku, a gdy zdecydował się, mimo ostrzeżeń przyjaciół, wrócić do Poznania, został aresztowany i skazany przez sąd pruski na rok więzienia. Po odbyciu kary poszedł pracować do banku Tellus jako kasjer. Powoli jednak stawał na nogach. Współpracował coraz ściślej z Hipolitem Cegielskim. Gdy ten zmarł w 1868 roku, przekazał Bentkowskiemu zarządzanie swoją fabryką i całym majątkiem, a nawet opiekę prawną nad osieroconymi dziećmi.

Władysław Bentkowski, na wzór przypowieści ewangelicznej, jako najrozsądniejszy z obdarowanych talentami jeszcze je pomnożył. Związał się także z Poznańskim Towarzystwem Przyjaciół Nauk. Do końca życia pozostał kawalerem. Zmarł 2 października 1887 roku w Poznaniu, a pochowany został w Warszawie na Cmentarzu Powązkowskim.