– Podróże tego typu dają mi bardzo dużo psychicznego odpoczynku. Wyprawę śladami profesora Wacława Felczaka potraktowałem więc jako swego rodzaju pigułkę szczęścia, która napędziła mnie do kolejnych wyzwań. I na pewno zapamiętam ją do końca życia – mówił podczas czwartkowego pokazu zdjęć i prezentacji filmu z wyprawy rowerowej z Warszawy do Budapesztu Krzysztof Maksel, mistrz Polski w kolarstwie torowym, wicemistrz Europy w sprincie drużynowym (2012, 2015) oraz olimpijczyk z Rio de Janeiro.
Prezentacja filmu w warszawskiej siedzibie Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. W. Felczaka. Fot JAP
Krzysztof Maksel, stypendysta Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka, który w październiku samotnie pokonał liczącą 1200 kilometrów trasę między Warszawą a Budapesztem, opowiadał, że dzięki tak dalekiej wyprawie mógł oderwać się od wyścigów i „poczuć klimat, z którego słyną rowery”. – Rower jest znacznie szybszy niż piesze wędrówki i dużo bardziej przyjazny środowisku niż samochód czy motor. Daje możliwości dojechania praktycznie w każde miejsca i widać to również na filmie z wyprawy do Budapesztu, gdzie rowerem mogłem pokonywać trasy nawet w parkach narodowych – wspominał słynny polski kolarz.
Promowanie wielkiego Polaka
Mistrz polski zdradził też kilka szczegółów technicznych. – Trasę na takie wyprawy bike-packingowe, które popularnie określa się teraz mianem kolarstwa romantycznego, wytyczam przez aplikację, która nazywa się Como. Daje ona możliwość wyboru rodzaju trasy i poziomu wytrenowania. Zaznaczyłem, że jestem profesjonalistą, bo czuję się w życiowej formie, ale niestety zaznaczyłem też, że jadę rowerem, który nadaje się do jazdy w trudnych warunkach. Bywały więc tak trudne odcinki, że 500 metrów pokonywałem przez kilkanaście minut. I stąd cała moja wyprawa zamiast trzy, trwała cztery dni – opowiadał Maksel, wspominając przy okazji smakowitą węgierską kuchnię.
Cała podróż nie służyła jednak tylko romantycznemu wypoczynkowi. – Jestem przekonany, że Wacław Felczak była postacią wybitną i cieszę się, że dzięki mojej wyprawie mogę teraz promować tak wielkiego polskiego bohatera – oznajmił Krzysztof Maksel. – Bramy Instytutu Felczaka dla takich projektów zawsze są otwarte – podkreślał Gaspar Keresztes, redaktor portalu Kurier.plus.
Nie tylko dla profesjonalistów
Zapytany o to, jak w porównaniu z polskimi kierowcami rowerzystów traktują zmotoryzowani na Węgrzech, Krzysztof Maksel zauważył, że „kultura drogowa w Polsce jest okropna. Bardzo podobnie jest na Węgrzech”. Same Węgry, a zwłaszcza węgierska stolica, jeśli chodzi o infrastrukturę rowerową, są w porównaniu z Polską dość ubogie. – Jest bardzo mało ścieżek rowerowych. Na szczęście wiele uliczek jest jednokierunkowych, dzięki czemu Budapeszt zwiedza się rowerem bardzo dobrze, bo bocznymi uliczkami można stosunkowo szybko zobaczyć wszystkie najważniejsze punkty węgierskiej stolicy – opowiadał, podkreślając, że trasa do Budapesztu, choć trudna, jest możliwa do przejechania przez każdego pasjonata tego typu wypraw.
Uczta dla oka
– Rekomendowałbym jednak wyjazd rowerem z Zakopanego, a nie z Warszawy, bo tam zaczyna się największa magia tej wyprawy. Najciekawszym elementem podróży jest przejazd przez Tatry. Przed samym Budapesztem też jest kilka odcinków pod górkę, więc warto zaplanować więcej czasu i wziąć ze sobą więcej jedzenia. Również przejazd przez węgierską stolicę to prawdziwa uczta dla oka – wspominał stypendysta Instytutu Felczka, podkreślając, że wyprawa zostawiła w nim duży niedosyt. – Na pewno warto nadal popularyzować przyjaźń polsko-węgierską i wielkiego Polaka, który przysłużył się naszemu krajowi poprzez kontakty z Węgrami, a także który jako kurier pierwszy dotarł do Londynu i przedstawił tam raporty ze zbrodni katyńskich. W przyszłym roku mamy 30. rocznicę śmierci Wacława Felczaka, więc warto byłoby znów wyruszyć jego śladem – zauważył Krzysztof Maksel, który ma już na koncie udział w ultramaratonie Pomorska 500, podczas którego jechał praktycznie non-stop przez... 38 godzin.
(JAP)