Szampan, parówki, pączki i huczne imprezy pod gołym niebem – tak najkrócej można scharakteryzować sposób żegnania starego i witania nowego roku u naszych bratanków. Jednak najciekawsze są przesądy…
Piotr Boroń
Rozpoczynanie nowego roku było największym świętem już w starożytnej Babilonii, a wiele wskazuje na to, że różne cywilizacje znały go nawet dwa i pół tysiąca lat przed Chrystusem. Postępująca wymiana informacji o świętowaniu na całym świecie i przyjmowanie wzorów z wielkich metropolii unifikuje dziś Węgrów z innymi narodami bardziej niż w ubiegłych wiekach.
W Budapeszcie, na wzór słynnych metropolii światowych (w Rio de Janeiro dla dwóch i pół miliona uczestników), organizowany jest wielki, a coraz większy z każdym rokiem, kiermasz sylwestrowo-noworoczny. Sylwestrowe oferty biur turystycznych, poza zwiedzaniem unikalnego Budapesztu, proponują albo dość typowe zabawy noworoczne w rodzaju imprez w ekskluzywnych lokalach (z serpentynami i montażem słowno-muzycznym), albo – i to coraz częściej – tłumne witanie Nowego Roku na wielkich placach, najczęściej z silnym nagłośnieniem, petardami i pokazem sztucznych ogni. Wielkie światowe przeboje muzyczne mają priorytet, a język angielski nikogo nie dziwi. Najbardziej znane odbywają się na Nyugati tér, Vörösmarty tér czy Oktogonie. I może to odczucia subiektywne, ale kilkoro węgierskich przyjaciół ocenia, że w ostatnim czasie jakby częściej wraca się do hitów sprzed 40–50 lat.
Nawet ci, którzy organizują niewielkie spotkania domowe (zwane u nas dawniej prywatkami) chcą spędzić kulminację zabawy w centrum miasta. Najlepiej oglądać budapesztańskie pokazy sztucznych ogni na głównej promenadzie przy Dunaju – Duna korzó. Szczególnie o północy głównie młodzież wita Nowy Rok w gęstym tłumie, a potem można spotkać do rana grupki imprezowiczów, rozchodzące się do domów.
Fot. AA/ABACA / PAP
Szampan, pączki i parówki
Statystyki pokazują , że jeszcze niedawno w noc sylwestrową (węg. újév) spożywano na Węgrzech blisko 80 proc. szampana z całorocznej jego konsumpcji. Obecnie wina musujące (np. rodzaje Tokaju) stają się coraz bardziej popularne także przy innych okazjach, ale szampan wciąż króluje w zasadzie tylko w Sylwestra.
Drugi fenomen to popularność parówek dnia 1 stycznia. Statystyki mówią że w ten jeden dzień Węgrzy zjadają 20 proc. konsumpcji całorocznej. Rekordowe spożycie parówek w 2020 roku wyniosło w święto noworoczne 4 miliony kilogramów, co stanowi ogromną ilość w przeliczeniu na mieszkańca niespełna dziesięciomilionowego państwa. Parówki jedzą na śniadanie, na obiad i na kolację… Dbają przy tym, aby nie zagotować ich, bo stracą walory smakowe, więc wrzucają na wrzątek tylko na dwie minuty. Ta masowa konsumpcja jest zjawiskiem podobnym do – wygenerowanej z przyczyn ekonomicznych w okresie PRL – świątecznej inwazji karpia w Polsce, gdzie w większości domów musi być w obfitych ilościach na wigilijnym stole, by przez wszystkie pozostałe roku już o nim nie pamiętać. Na Węgrzech konsumpcja ryb jest także niska, a w ostatni tydzień grudnia zjada się blisko połowę rocznej racji w przeliczeniu na przeciętnego mieszkańca. Charakterystyczne dla sylwestrowego menu na Węgrzech są również pączki, zjadane jak w Polsce w Tłusty Czwartek (węg. kövér csütörtök).
„Boże, zbaw Węgrów!”
Od setek lat Sylwestra kojarzono na Węgrzech z gronem rodzinnym. Balowała arystokracja, ale większość ludzi cieszyła się z możliwości spędzania tak świąt jak i Sylwestra we własnym domu, zasiadając przy stole jak do Wigilii, ale niepostnie i oczywiście bez opłatków. Wyjątek – jak w Polsce – stanowiło wyjście do najbliższej świątyni z podziękowaniem za miniony rok, a proboszczowie przy tej okazji podawali ciekawe dane liczbowe o swojej parafii (z liczbą chrztów, pogrzebów itd.). Zarówno Polacy jak i Węgrzy wznosili przez kilkaset lat toasty noworoczne węgierskim winem, a najchętniej tokajem. Od XIX wieku bardziej skłonna do zachodnich francuskich wzorów arystokracja używała już szampana.
Piękną węgierską tradycją, nieznaną w Polsce, jest odśpiewanie o północy hymnu państwowego „Isten, áldd meg a magyart jó kedvvel, bőséggel…” (Boże, zbaw Węgrów i obdarz ich swymi łaskami!). Czynią to nawet w najmniejszym gronie domowników i – tak jak to było od jego początków w pierwszej połowie XIX wieku – ma on charakter modlitewnego psalmu. Bywa, że nawet tylko para wyprężonych staruszków odśpiewuje uroczyście hymn przy domowym stole, wyciszając na ten czas wszystkie media.
Węgrzy mają też wiele tradycji, wynikających z zabobonów. Należy do nich... hałasowanie. Jego genezą było pierwotnie straszenie złych demonów, by nie było ich wśród Węgrów w nadchodzącym Nowym Roku. Inni twierdzą, że hałasem po prostu przeganiają stary rok. Ta swoista personifikacja znajduje na całym świecie w nowych zwyczajach przedstawianie mijającego roku jako staruszka, a witanie nowego jako niemowlęcia. Świąteczne menu w Nowy Rok unika wszelkiego drobiu, ponieważ w poszukiwaniu pożywienia kury czy indyki rozgrzebują pazurami ziemię, a to kojarzy się z rozrzutnością. Nie powinno się także jeść w tym dniu ryb, bo „z nimi szczęście odpływa”…
Za to nasi bratankowie chętnie jedzą wieprzowinę, ponieważ świnie ryją i skrupulatnie docierają do najlepiej ukrytych smakołyków. Wybór wieprzowiny ma zatem zapowiadać gromadzenie majątku w całym następującym roku. Kierując się – znaną i w Polsce – przesądem, że wszystko co zrobimy w pierwszy dzień roku, będzie miało skutek przez 365 dni, Węgrzy unikają wydawania jakichkolwiek pieniędzy w Nowy Rok. Zabobon, a obecnie, wynikająca z niego tradycja nakazuje zatem Węgrom żywienie się w ten dzień w domu, by nie zostawiać pieniędzy w restauracjach. To z kolei koliduje z innym przesądem, że nie należy – jak w żydowski szabat – podejmować żadnej pracy, co rozwiązywano w najbardziej tradycyjnych domach przygotowaniem potraw w ostatni dzień roku na dwa dni. Rolnicy mieli w pojemnikach przygotowaną karmę w stajniach, chlewach czy kurnikach w ten sposób, by je tylko rozsypać dla zwierząt. W tym dniu pilnują się, by nie zmęczyć się czymkolwiek.
W Polsce znany jest stary przesąd, że pierwsze życzenia świąteczne lub noworoczne powinien złożyć mężczyzna, a nawet należy unikać kobiet jako pierwszych napotkanych osób. W szczególności unikać należy kobiecych odwiedzin. Osobiście znałem Polkę, która dawała synowi znajomych w latach 70. pięć złotych za to, że przychodził złożyć życzenia jej rodzinie jako pierwszy gość. Węgrzy, też ulegając temu przesądowi, mają w zwyczaju składanie życzeń porannych w Nowy Rok zaprzyjaźnionym rodzinom przez mężczyzn. Byłem nawet kiedyś świadkiem, jak żona dyktowała Węgrowi, co ma powiedzieć przez telefon, ale to on musiał reprezentować w tym dniu rodzinę, dzwoniąc do kuzynostwa.
I jeszcze jedna uwaga praktyczna: Polacy świętują z Węgrami początek Nowego Roku o tej samej godzinie, podczas gdy Portugalczycy lub Anglicy w godzinę później, a Nowojorczycy po sześciu godzinach. Możemy więc e-mailem lub telefonem sprawić przyjaciołom na Węgrzech miłą niespodziankę, łącząc się w imprezowaniu… A najprostsze życzenia dla Węgra mogą brzmieć po prostu: „Boldog Új Évet!” (Szczęśliwego Nowego Roku!).