Wszyscy znamy piękny styl zakopiański, wylansowany przez Stanisława Witkiewicza, ale już mało kto wie o jego rywalizacji z architektem węgierskiego pochodzenia, który forsował „sposób zakopiański” (jak to będzie po węgiersku?). Warto dowiedzieć się więcej o tym architekcie, który był nie tylko dyrektorem C.K. Szkoły Zawodowej Przemysłu Drzewnego w Zakopanem, ale nawet rektorem Politechniki Lwowskiej.
KRĘTYMI DROGAMI DO ARCHITEKTURY
Urodził się na Bukowinie, nad Czeremoszem w małej wiosce Karapcziw (obecnie Карапчів na Ukrainie) niedaleko Czerniowiec 27 września 1849 roku jako syn patrioty węgierskiego Antoniego Kovátsa, posła na Sejm Galicyjski we Lwowie i do wiedeńskiej Rady Państwa. Matka osierociła go młodo, a ojciec z trudem pożegnał się z myślą, że wychowa Edgara na wzorowego gospodarza. Ujęty jego talentem artystycznym sfinansował mu lekcje malarstwa u cenionego w Wiedniu Michała Godlewskiego, ale zastrzegł, że posłuszny syn ma studiować na Uniwersytecie Technicznym (Technische Hochschule) w Wiedniu. Po wstępnych studiach na Polityce Lwowskiej udał się więc do Wiednia, ale korzystając z wolności daleko od domu, powrócił do malarstwa. W 1869 roku – wyraźnie wbrew woli ojca – wstąpił do wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych, a ten wstrzymał finansowanie go. Edgarowi zaczął momentami zaglądać w oczy głód, aż ojciec zlitował się i zaproponował synowi studia na Politechnice Federalnej (Eidgenössische Technische Hochschule) w Zurychu, na której charakterze spore piętno wywarł wybitny znawca włoskiego renesansu Jakob Burckhardt. Atmosfera uczelni, bliska sztuce spodobała się Edgarowi Kovátsowi, a wśród studentów znalazł przyjaciół np. w osobie wybitnego Tadeusza Stryjeńskiego.
PASMO SUKCESÓW
W 1872 roku otrzymał dyplom architekta i podjął pracę u swojego ulubionego profesora z Zurychu Gottfrieda Sempera i nadwornego architekta cesarskiego Karla von Hasenauera. Temu drugiemu pomagał przy budowie Teatru Dworskiego (Burgtheater), Muzeum Historii Sztuki (Kunsthistorisches Museum) oraz Muzeum Historii Naturalnej (Naturhistorisches Museum) w Wiedniu, a także pałacu cesarskiego, zwanego Schönbrunn. Jego frycowe polegało na wykonywaniu licznych prac pomocniczych, jak projektowanie detali (tysiące rysunków) i nadzorowanie ekip budowlanych. Wszystkim było wiadomo, że sztukaterie i snycerka były głównie jego dziełem, ale także np. dekoracja korytarza do loży cesarskiej w Burgtheater. W 1889 roku Kováts został asystentem sławnego Ferdinenda Kirschnera – doradcy rządu i zaufanego Franciszka Józefa w zakresie architektury. Z jego wstawiennictwem zlecono Kovátsowi dokończenie budowy sławnej ujeżdżalni oraz rozbudowę Hofburgu w kierunku placu św. Michała. Już samodzielnie przebudował pobliski kościół św. Michała oraz kościół księży Barnabitów przy Mariahilfer Strasse 65. W uznaniu zasług na koniec prac otrzymał od cesarza w roku 1895 Złoty Krzyż Zasługi. Wyprowadzając się z Wiednia i przenosząc do Zakopanego, zamykał okres twórczości nie tylko architektonicznej, ale i malarskiej oraz wzornictwa artystycznego dla przemysłu. Według jego projektów zdobiono m.in/np. porcelanę. Kończył też osiemnastoletnią pracę w Szkole Rzemieślniczo-Budowlanej (Baugewerbeschule), gdzie wykładał historię sztuki i naukę stylu.
W WALCE O SPOSÓB ZAKOPIAŃSKI
Przekroczył Tatry z zamiarem objęcia posady nauczyciela w Cesarsko Królewskiej Szkole Zawodowej Przemysłu Drzewnego w Zakopanem. Po trzech latach został jej dyrektorem. W tym czasie stolica polskich Tatr miała już kilka budowli w tak zwanym stylu zakopiańskim, który zawdzięczała Stanisławowi Witkiewiczowi, osiadłemu tu w 1890 roku. Czerpał on niektóre wzory z uzdrowisk szwajcarskich i austro-węgierskich, ale główny nacisk kładł na tradycję lokalną, podnosząc ją na wyższy poziom elegancji. Edgar Kováts przeciwstawił mu własną koncepcję, bardziej europejską. W 1899 roku opublikował nawet specjalny wzornik, a album nosił tytuł „Sposób zakopiański”. „Pawilon Galicyjski” według projektu Kovátsa sposobem zakopiańskim odniósł wkrótce wielki sukces na światowej wystawie w Paryżu w 1900 roku, ale być może właśnie ten sukces przyczynił się do nasilenia krytyki jego pomysłów. W 1901 roku został profesorem Szkoły Politechnicznej we Lwowie i nie zaprzestał polemiki ze zwolennikami stylu zakopiańskiego. Do lansowania swoich rozwiązań wykorzystywał także wystawy autorskich prac. Jeszcze większe możliwości dało mu objęcie w 1906 roku funkcji rektora Politechniki Lwowskiej, ale stan zdrowia bardzo osłabił jego aktywność, a zwolennicy pomysłów Witkiewicza zdobyli przewagę tak dalece, że w przekonaniu, iż w tym stylu przechowały się ogólnopolskie starodawne cechy narodowe, zaczęto budować według niego domy nawet w Sosnowcu, Augustowie czy Gdyni. Podkreślić należy, że sami wielcy dwaj architekci (Kováts i Witkiewicz), rywalizując, żywili do siebie stosowny szacunek jak – według słów Juliusza Słowackiego – „dwa na słońcach swych odmiennych bogi”.
CZŁOWIEK RENESANSU
Choć rywalizacja o oblicze architektury podhalańskiej wydaje się główną pasją Edgara Kovátsa, zabłysnął wieloma talentami. Jeszcze gdy mieszkał w Wiedniu, przesłał do Krakowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych obraz swego autorstwa „Studium starca”, który został w 1893 roku wystawiony w słynnym pawilonie przy placu Szczepańskim i zebrał bardzo pozytywne opinie krytyków. W okresie zakopiańskim stworzył liczne obrazy olejne i szkice pejzażów górskich. Częścią z nich obdarował Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych w Przemyślu. Jako architekt pozostawał bardzo popularny, a szczególnie chętnie korzystali z jego umiejętności księża Jezuici. Dla nich podjął się zaprojektowania kaplicy dla słynnego ośrodka szkolno-wychowawczego w Chyrowie oraz ołtarza głównego w tejże kaplicy.
Ostatnią dekadę jego życia zdominowały rozważania o roli architekta w społeczeństwie. Główne tezy opublikował w fundamentalnej książce „O zasadach architektury nowoczesnej”. Należało do nich rozmyślanie nad kreatywną funkcją architekta, w której może wydawać się – jak artystom renesansowym – równy samemu Bogu Stwórcy. Widział w tym jednak niebezpieczeństwo popadnięcia w pychę, przed czym uprzedzał młodych adeptów architektury. Zalecał szczególnie pokorę przy wpisywaniu swych dzieł w pejzaż, który zastali. Ostrzegał przed pokusą zdominowania pejzażu. Hołdował architekturze praktycznej, którą programowo wyrażał w jego czasach modernizm, ale nie odrzucał dorobku dawnych mistrzów, a wręcz demonstrował przywiązanie do sztuki renesansowej i barokowej.
WĘGIERSKI POLAK
Wobec tak zmiennych kolei życia i różnych środowisk, w których przebywał musi rodzić się pytanie o tożsamość Edgara Kovátsa. Z pochodzenia Węgier, spędziwszy dzieciństwo i wczesną młodość na Rusi, zdobywszy wykształcenie i sławę w środowiskach niemieckojęzycznych, związany z dynastią Habsburgów, a wreszcie rzucony na ziemie etnicznie polskie, gdzie partnerami byli dla niego czysto polscy artyści i na koniec rektor wyższej uczelni w mieście, słynącym z mozaiki kulturowej, mógł by się wydawać typowym mieszkańcem monarchii habsburskiej, z głównym nastawieniem na lojalność wobec struktur państwowych, a z osłabionym poczuciem narodowości. Tymczasem w publikacji z 1901 roku zawarł wyznanie, kojarzące go jednoznacznie z narodem polskim: „Więc pójdziemy drogą własną, pełni szacunku dla przeszłości artystycznej, czerpać będziemy swobodę pomysłów z ducha naszego wieku i naszego narodu. Każdy żywotny naród bierze się do pracy na swój sposób; więc i my będziemy się starali znaleźć sposób, który by był w zgodzie z duchem naszego narodu i naszego czasu”. Z pamiętników jego przyjaciela i współpracownika architekta Franciszka Mączyńskiego wynika też niezbicie, że Edgar Kováts opanował język polski perfekcyjnie, czyli spełnił główny herderowski wyróżnik identyfikacji z narodem. Zachowane listy Kovátsa można by równie dobrze przypisać takim postaciom ówczesnych elit jak Jan Kasprowicz czy Kazimierz Przerwa-Tetmajer. Rozkoszujmy się zatem ich fragmentem, żyjąc w czasach gwałtownego upadku epistolografii. Oto co pisał do prowincjała Jezuitów 8 lutego 1909 roku, recenzując projekt kościoła Serca Pana Jezusa w Krakowie, autorstwa Fr. Mączyńskiego: „Wnętrze w okazanym mi szkicu jest jeszcze co do motywu nieopracowane i pobieżnemi liniami nakreślone. Gotycyzm w tej bazylice potępił już sam autor i uznał, że należy go wyplenić, gdyż nie da się z tradycją bazyliki pogodzić […]. Omówiłem z autorem, że ostrołuki należy z projektu wyplenić, a zastąpić je natomiast krągłemi o proporcyi smuklejszej, które będą stanowić dekoratywny motyw całej świątyni”.
Czyż nie będzie słuszne wrażenie, że moglibyśmy uczyć się od tego Węgra, jak powinno się pisać listy po polsku?
PIOTR BOROŃ
Zdjęcie: Wikipedia