Back to top
Publikacja: 12.03.2023
Niezwykła kariera Martinuzziego
Historia

György Martinuzzi – bo o nim mowa – to postać tajemnicza. Wiemy o nim wiele, a domyślamy się jeszcze więcej. Najwięcej problemów mieli jednak jego współcześni jak i późniejsi historycy z oceną tego przeora, kardynała, skandalisty, polityka i… ofiary swych intryg.


Piotr Boroń


Już samo zestawienie węgierskiego imienia z włoskim nazwiskiem musi budzić zaciekawienie jego tożsamością, a cóż dopiero, gdy usłyszymy, że to Chorwaci uznają go za syna swego narodu, a niektórzy nawet nie chcą dzielić się nim z innymi narodami. Był rzeczywiście synem Chorwata Grgura Utišinovicia, ale jego matką była Włoszka Anna Martinuzzi, która po dłuższym pobycie w Kamičaku (obecnie w chorwackiej Dalmacji) nie dziwiła się, gdy przedstawiano ją jako Anę Martinušević. Ponieważ oboje byli poddanymi królów węgierskich, więc ich syn znany był raczej jako György Utišinović (nazwisko ewentualnie przekręcane w zapisach na Utiešenović). Sam sobie jednak zmienił imię na György, a nazwisko wziął po matce, gdyż bardziej mu pasowało do kariery duchownej, którą chciał robić aż do tytułu księcia Kościoła katolickiego, czyli kardynała. W polskiej literaturze funkcjonuje także jako Jerzy Martinuzzi lub – po prostu – Brat Jerzy, bo przecież wielu już za życia nie mówiło o nim inaczej jak Fráter György.


Źródło: domena publiczna


Wszystkie te różnice, ale i jedność tak różnorodnej postaci tłumaczą dwa zjawiska. Po pierwsze średniowieczna Europa była – szczególnie dzięki uniwersalizmowi chrześcijaństwa – rzeczywiście zjednoczona cywilizacyjnie, a przede wszystkim kulturowo o wiele silniej niż dziś. Po drugie Korona Świętego Stefana (węg. Szent Korona) była państwem, które – jak wielki parasol – ogarniało różne grupy językowe i zanim partykularyzmy narodowe miały zrewolucjonizować europejskie myślenie na przełomie XVIII-XIX wieku, monarchia Arpadów (węg. Árpád-ház), Andegawenów (węg. Anjou-ház) i Jagiellonów (węg. Jagelló-ház) uległa rozbiorom w XVI wieku. W pewnym sensie Brat Jerzy – również jako przeor jasnogórski i kardynał – był ponadnarodowym Europejczykiem w dobrym tego słowa znaczeniu.

PRZEZ DWORY DO MNICHA W KLASZTORZE

Urodził się w 1482 roku w miejscowości Kamičak – 20 km na Zachód od Banja Luki w posiadłości zubożałego szlachcica, którego niezbyt zamożna żona miała przecież starszego brata biskupa w Chorwacji, więc gdy przyszedł na świat jako piąte dziecko, powierzyła jego karierę swemu bratu. On jednak uznał, że siostrzeniec jako mało uzdolniony nie rokuje nadziei na awanse, więc ośmiolatek powrócił do matki, a zdesperowani rodzice uznali, że mógłby zostać choćby paziem na dworze Jana Korvina (węg. Corvin János). Był to nieślubny syn wielkiego władcy (i prawdopodobnie wrocławskiej mieszczki), ale nie miał szans na dziedziczenie po ojcu korony. Przekonawszy się o tym ostatecznie, György zmienił sympatie polityczne i przeniósł się w 1503 roku do Transylwanii na dwór bardzo wpływowych wówczas Zápolyów (węg. Szapolyai-család) – m.in. Jadwigi z cieszyńskich Piastów, żony Stefana Zápolyi (węg. Szapolyai István) – gdzie służył np. jako tzw. kalefaktor, czyli zajmował się paleniem w piecach. W 1510 roku wstąpił do zakonu paulinów, a ponieważ to Węgrzy byli zarówno założycielami klasztoru na Jasnej Górze jak i w ogóle w XVI wieku dominowali w tym zakonie, więc wkrótce nie tylko przeniósł się do Częstochowy, ale nawet został tam przeorem. Tu, powodowany troską o środkowoeuropejskich chrześcijan oraz węgierskim patriotyzmem, głosił potrzebę zaangażowania się Polaków w wojnę przeciw ekspansji muzułmanów. Około 1526 roku został przeorem klasztoru w Lad (w komitacie Somogy) i jako osoba wpływowa musiał zaangażować się jeszcze bardziej w problemy polityczne, które targały wówczas państwem, napadniętym przez sułtana tureckiego Sulejmana Wspaniałego (węg. I. Szulejmán oszmán szultán). Obrona wiary wymagała mobilizacji wszystkich sił. Ale nawet zjednoczenie dotychczasowych rywali pod sztandarami króla Ludwika Jagiellończyka (węg. II. Lajos magyar király) nie uchroniło Korony Świętego Stefana przed tragedią. Klęska pod Mohaczem kosztowała monarchę i wielu dostojników życie. Po klęsce powróciły wewnętrzne węgierskie waśnie, a po koronę wyciągnęli ręce Habsburgowie w osobie Ferdynanda, którego wydatnie wspierał jego brat – cesarz Karol V. Przeor Györgi Martinuzzi stanął natychmiast i zdecydowanie po stronie Węgra. Jeździł nawet po sejmikach szlacheckich w Rzeczpospolitej i wśród swych przyjaciół z Polski zjednał mu sprzymierzeńców.

W WIRZE WIELKIEJ POLITYKI

Gdy król Jan Zápolya (węg. Szapolyai János) wraz z ochotnikami z Polski poniósł klęskę w 1528 roku w bitwie przeciw Habsburgom pod Koszycami (węg. Kassá), zmuszony został do ucieczki z Węgier. Gościnę w Tarnowie zaoferował mu hetman wielki koronny Jan Amor Tarnowski, z czego ten skwapliwie skorzystał, przybywając z rodziną, nie rezygnując przy tym również z zamiarem kaptowania Polaków. Györgi Martinuzzi przybył na wezwanie Jana do Tarnowa i – o dziwo! – przywiózł nawet naprędce zebraną sporą sumkę 10 tys. złotych dukatów na wydatki króla Węgier. Tym bardziej przypadł do serca monarsze i stał się wysoce zaufanym członkiem jego dworu (awansowanym na podskarbiego) jak i agentem do utrzymywania kontaktów ze stronnictwem antyhabsburskim nad Cisą i nad Dunajem. Woził przez granicę instrukcje dla stronników Zápolyi, a z powrotem dostarczał królowi raporty o sytuacji pod tureckim i niemieckim panowaniem. W 1534 roku został uhonorowany stanowiskiem biskupa Wielkiego Waradynu (węg. Nagyvárad, obecnie rumuńska Oradea). Tu doprowadził do wielkiego kompromisu 24 lutego 1538 roku. Ferdynand uznał większość stanu posiadania Zápolyów, które zaczęto odtąd nazywać Wschodnim Królestwem Węgier (węg. Kelet Magyar Királyság), ze stolicą w Budzie. Druga strona pogodziła się z faktem, że Habsburgowie zapanowali nad tzw. Węgrami Królewskimi (węg. Magyar Királyság), ze stolicą w Pożoniu (węg. Pozsony, obecnie słowacka Bratislava) i że mają przejąć resztę Korony św. Stefana po śmierci króla Jana. W ówczesnej sytuacji można było to jednak i tak uznać za duży sukces dyplomatyczny Martinuzziego, a król Jan Zápolya uczynił z niego de facto swojego pełnomocnika.

SKĄD POLSKI ROKOSZ?

Śmierć Jana Zápolyi 22 lipca 1540 roku jeszcze bardziej podniosła znaczenie biskupa Wielkiego Waradynu. Wdowa po Janie, Izabela Jagiellonka (węg. Izabella királyné) złożyła wszystkie swe nadzieje w jego ręce, a on postanowił złamać układ sprzed dwóch lat i osadzić na tronie syna Jana i Izabeli, który przyszedł na świat 7 lipca 1540 roku. Otrzymał na imię Jan Zygmunt (węg. Szapolyai János Zsigmond). Ponieważ sułtan Sulejman czuł się zwierzchnikiem całych przedrozbiorowych Węgier, więc Martinuzzi wykorzystał to i zwrócił się do niego z prośbą o uznanie dziedzictwa Jana Zygmunta po ojcu, co sułtanowi pochlebiło. Wydaje się, że Martinuzzi wziął na siebie całe odium złamania traktatu, aby chronić dobre imię Izabeli. Zarówno posłowie habsburscy jak i sułtańscy depeszowali w tym czasie do swych mocodawców, że Martinuzzi „sterroryzował Izabelę”. Martinuzzi przekonał też znaczną część szlachty do okrzyknięcia Jana Zygmunta królem. Stało się to 13 września 1540 roku podczas zjazdu szlachty na polach Rákos (obecnie na terenie Pesztu), które otrzymały nazwę od węgierskiego słowa „tłum”. Właśnie od węgierskiego pojęcia i nazwy pola zjazdów szlachty węgierskiej szlachta polska wzięła nazwę zgromadzeń, których celem było wypowiedzenie posłuszeństwa królowi, który by łamał polskie prawa.

REGENCJA I NOWA WOJNA

Nad małoletnim Janem II Zygmuntem opiekę miała objąć rada regencyjna, której członek Martinuzzi przejął de facto całą władzę. To oburzyło odsuniętych. Jeszcze większym problemem stał się (nota bene spodziewany) najazd wojsk habsburskich na ziemie rządzone przez Mertinuzziego. W konsekwencji tego, pod Budę podeszły również wojska sułtańskie i rozbiły siły habsburskie, wykorzystując zaskoczenie podczas przeprawy przez Dunaj. Sulejman przyjął na audiencji Martinuzziego, a następnie Jana II Zygmunta i narzucił mu status lenny jako „Księciu Siedmiogrodzkiemu” (węg. Erdélyi fejedelem). Narzucił też coroczną opłatę, jaką Jan II Zygmunt miał mu płacić, a wynosić ona miała 10 tys. dukatów – czyli tyle, ile kiedyś Martinuzzi przywiózł królowi Janowi do Tarnowa… Ponadto Turcja anektowała ziemie z Budą, wbijając się klinem pomiędzy strefy Habsburgów i Zápolyów. Teraz Martinuzzi zrozumiał, że zwycięzcą 15-letnich zawirowań jawi się tylko Imperium Osmańskie, co miał skomentować następująco: „W czynach moich nie zbłądziłem aż do chwili, gdy Budę wydałem w ręce tureckie!”

DALSZE KNOWANIA I UPADEK

Dostrzegłszy szkodliwość rozbioru Korony Świętego Stefana, Martinuzzi zwrócił się (z akceptacją Izabeli Jagiellonki) ku Habsburgom o powrót do ustaleń z Wielkiego Waradynu, według których Habsburgowie mieli zapanować na całością rozebranego państwa, Zápolyowie otrzymać na pociechę Spisz, a Martinuzzi miał zostać wojewodą transylwańskim. Chytry polityk nawet przy okazji naprawiania swych błędów szukał dla siebie korzyści osobistych. Po kilku latach posunął się nawet do otwartego zamiaru obalenia Izabeli z Janem II Zygmuntem i przejęcia władzy. Węgry targane były rozterkami wewnętrznymi i kolejnymi najazdami tureckimi. Martinuzzi zapewniał obie strony o swej lojalności i to z niezłym skutkiem. Habsburgowie załatwili mu nawet w Rzymie kapelusz kardynalski i arcybiskupstwo ostrzyhomskie, ale tajemnicę, co naprawdę o nim sądzą zabrali do grobu. Czyż bowiem, powiadomieni listownie przez ich podkomendnego Jana Castalda (węg. Castaldó János) o chęci zamordowania Martinuzziego, nie byli w stanie temu przeciwdziałać? Trudno uwierzyć, aby ten mógł posunąć się do zabójstwa kardynała Martinuzziego 17 grudnia 1551 roku bez zgody swych mocodawców, a oni mieli podstawy do przecięcia nitki życia węgierskiego hierarchy kościelnego i zarazem wojewody transylwańskiego, który mógł szykować kolejną zdradę Habsburgów, a o jego kontaktach z Turkami było głośno.


Źródło: domena publiczna


Oficerowie Castalda zasztyletowali kardynała na zamku Alvinc (obecnie rumuńskie Vințu de Jos) podczas modlitwy, a jego obcięte uszy wysłali do Wiednia. Czyn ten oburzył papieża do tego stopnia, że wyklął zabójców. Wkrótce jednak ogłosił Martinuzziego zdrajcą królestwa.

Z pewnością jego kariera należała do najbardziej błyskotliwych w dziejach Węgier, a także odegrał czołową rolę w rozpadzie Korony Świętego Stefana na trzy części. Historycy oceniają go na ogół negatywnie, a postać zasługuje na głębsze badania, choć zapewne nigdy nie uda się nam w pełni poznać tego, co dla ocen najważniejsze – jego najskrytszych pragnień i intencji.