Węgier, jeden z najwybitniejszych kompozytorów i pianistów, prowadził bardzo burzliwe życie osobiste. Dosłownie miotał się pomiędzy romansami a – na przemian – gorliwą pobożnością z kilkoma próbami uzyskania święceń osoby duchownej (bywało, że uwieńczonych sukcesami).
PRZEDE WSZYSTKIM MUZYK
Jego ojciec Adam Liszt był pracownikiem księcia Miklósa Esterházyego w jego majątku Eisenstadt, a mieszkał we wsi Raiding (węg. Doborján) w Burgenlandzie (węg. Őrvidék). Mieszkał w domku parterowym, ale murowanym i mającym wyraźne cechy aspiracji artystycznych. Adam był zarówno urzędnikiem Esterházyego jak i wiolonczelistą (i pianistą) w jego kapeli (pod dyrekcją – bagatela – Józefa Haydna), więc gdy pewna sąsiadka skojarzyła, że podczas porodu widziano nad wsią intrygującą kometę, która musiała zwiastować narodziny geniusza, a on dostrzegł słabe zdrowie i wielki talent muzyczny u syna, postawił na jego kształcenie jako pianisty. Był w tym nie mniej uparty niż ojciec Mozarta. Ferenc już jako dziewięciolatek rozpoczął karierę w roku 1820 koncertem w pałacu hrabiego Esterházyego, na którym wśród arystokracji i koneserów z pobliskiego Wiednia znalazł się niesamowitym zrządzeniem losu starszy od niego raptem o rok Frycek Chopin, z którym zaprzyjaźnił się na całe życie. Genialny Ferenc, umiejętnie kierowany przez ojca, doskonalił swój warsztat m.in. pod kierunkiem Antonia Salieriego, którego w filmie „Amadeusz” przedstawiono tak szpetnie, a który w rzeczywistości był obok Mozarta jednym z najlepszych muzyków swej epoki. Gdyby jednak dla kogoś było to mało, ojciec Ferenca doprowadził go na lekcje nawet do samego Ludwiga van Beethovena. Jako uczeń Franza Schuberta wprowadzony został w nowy styl romantyczny. Wśród jego nauczycieli mniej znanym jawi się Carl Czerny, ale jego znaczenie niech wyjaśni fakt, że wprawki muzyczne Czernego stanowią do dziś podstawę edukacji adeptów fortepianu.
Całe życie Liszta było jednym pasmem efektownych występów, zaś wynagrodzenie z koncertu na koncert rosło w tempie geometrycznym, a on sam, doskonaląc swój warsztat na wzór Paganiniego i lubiąc „aktorzyć” stał się prekursorem dzisiejszych celebrytów. Wysoki, że aż długi, lekko przygarbiony, przesadnie szczupły o odwiecznie wyblakłej cerze, z długim, dość wcześnie siwym, a rozwianym włosem dał wzór wirtuoza, którego podejście do fortepianu budzi dreszcze zgromadzonych, a odchylenie pół fraka przy zasiadaniu do instrumentu wstrzymuje oddech. I choć poważni krytycy muzyczni oburzyliby się na to stwierdzenie, w zakresie public relations to on stworzył fizyczną sylwetkę i w ogóle image wyizolowanego geniusza, schodzącego czasem ze swego parnasu między profanów, by ofiarować im przedsmak muzycznego raju. Czy jednak raju? Przecież utwory jego autorstwa miały coś z diabolicznych ukłuć, bo gęste uderzenia w klawisze nie wprowadzały w spokojny nastrój. Lecz przecież doskonałość jego twórczości i perfekcja wykonywania utworów świadczyła o boskim geniuszu. A słuchacze to czuli i przy odwiecznej ludzkiej potrzebie posiadania idola, ciągnęli ku niemu z najdalszych zakątków Europy, by upajać się jego talentem oraz… zdobyć pamiątkę w postaci strzępu jego ubrania lub – co ceniono najwyżej – choćby kawałka struny z fortepianu, która by w ferworze wykonywania najtrudniejszych utworów na świecie urwała się.
NON OMNIS MORIAR
Ferenc Liszt nie był jednak lekkoduchem, upajającym się sławą, ale pianistą, korzystającym z dosłownie każdego muzycznego zaproszenia i kompozytorem, który zadziwiał nowymi utworami, powstającymi chyba wówczas, gdy jego słuchacze odpoczywali w swych łóżkach po wyczerpujących koncertach nie tyle jego, co bardziej ich… Reagował też koncertami spontanicznie na wydarzenia z różnych dziedzin, a zwykle dobroczynnie, jak podczas strajku robotnic w Anglii czy też przychodząc z pomocą Węgrom, gdy w 1838 roku doznali wielkiej powodzi – szczególnie z wezbranego Dunaju.
Imponująca jest lista utworów Liszta, a zachodzi możliwość, że badacze nie dotarli jeszcze do wszystkich dzieł. Obejmuje ona dwie opery: „Don Sanche” napisał jeszcze jako trzynastolatek, a w latach 1845-52 pracował nad „Sardanapalem” i dzieła nie ukończył, ale temat jego opery był wówczas bardzo nośny (podejmowali go np. George Gordon Byron, Eugène Delacroix i Hector Berlioz), bo postać zbliżona losami do ostatniego władcy Asyrii Aszurbanipala zaciekawiła Liszta swą gnuśnością, zniewieścieniem, a wreszcie bezwzględnością wobec podwładnych, bo w obliczu nieuchronnej klęski do swego śmiertelnego stosu kazał przywiązać swe kurtyzany i eunuchów. Do większych dzieł Liszta zaliczyć należy też dwie symfonie: „faustowską” i „dantejską”. Napisał kilkanaście poematów symfonicznych i kilkanaście fortepianowych, kilka oratoriów (w tym „Legenda o św. Stanisławie” z najbardziej znanym interludium „Salve Polonia”), dużo parafraz, transkrypcji i etiud a także najbardziej znane, a wręcz będące przebojami muzyki poważnej tzw. „Rapsodie węgierskie” w liczbie dziewiętnastu. Imponować może w jego twórczości ogromna ilość utworów religijnych, wśród których znana jest oczywiście najlepiej „Msza koronacyjna” z 1866 roku, skomponowana specjalnie z okazji koronacji Franziszka Józefa I na króla Węgier.
MIĘDZY KAPŁAŃSTWEM A BUJNYM ŻYCIEM MIŁOSNYM
Błyskawiczna kariera Liszta w wieku, gdy dziś każdy jest jeszcze uczniem szkoły podstawowej zmusiła go do stawiania czoła problemom, którymi dzisiejsi jego rówieśnicy nie muszą się na ogół zajmować. Do tego doszła nagła śmierć ojca, gdy miał lat piętnaście i wszystko razem przyprawiło go o depresję, w której pogrążywszy się, stał się bardzo pobożny a nawet postanowił obrać stan duchowny. Skręciwszy swoje życie w stronę religii, napisał esej „Über zukünftige Kirchenmusik” (O przyszłej muzyce kościelnej). I oto spotkał w 1831 roku wirtuoza skrzypiec Niccolò Paganiniego, który zrobił na nim tak wielkie wrażenie, że postanowił dorównać mu w mistrzostwie. Gdy jeszcze w 1833 roku za pośrednictwem Fryderyka Chopina poznał jego przyjaciółkę Marie d’Agoult (pseudonim literacki Daniel Stern), zapomniał do reszty o swoich zamiarach bycia księdzem i związał się ze starszą od siebie o sześć lat Marią – hrabiną o wybujałym temperamencie. Ich związek odbił się echem w świecie, a plotkowano, że został skonsumowany dopiero po roku, gdyż cały czas wspólnego przebywania trawili na dyskusjach o sztuce i religii. Według niektórych biografów Franziszek Liszt, pałał jeszcze wówczas erotyczną miłością do księżnej von Rauzan.) 18 grudnia 1835 roku urodziła się córeczka Marie i Franza – Blandine (zmarła w 1862 roku), a cała rodzina (powiększona jeszcze podejrzanie o George Sand) przeprowadziła się ze Szwajcarii do Paryża. Tu Lisztowie niejako zrewanżowali się Chopinowi za zapoznanie i połączyli go z George Sand na dłużej. Od 1837 roku Franz i Marie mieszkali we Włoszech, gdzie przyszła na świat ich córka Cosima, która w roku 1857 wyszła za mąż za znanego dyrygenta Hansa Guidona von Bülowa, a następnie szybko związała się z Richardem Wagnerem, z którym pobrała się w 1872 roku. To właśnie w ich rodzinnym Bayreuth zmarł Franz Liszt w 1886 roku i został pochowany na tamtejszym cmentarzu, gdy Cosima przygotowywała jako dyrektor kolejny festiwal wagnerowski (zmarła w 1932 roku). Franz i Marie mieli jeszcze syna, prawnika i poetę Daniela, który zmarł młodo.
Trójka dzieci nie połączyła jednak kochanków nierozerwalnie, bo Franz rozstał się definitywnie z Marie d’Agoult z końcem 1843 roku. Franz już wcześniej rozglądał się za kochankami (najbardziej znany romans połączył go z aktorką Charlotte von Hagn), a Marie zdradzała go prawdopodobnie tylko z jednym adoratorem – z hrabią Emilio Malazzonim. Franz znów powrócił do myśli o zamknięciu się w klasztorze, ale podczas tournée po Europie w 1847 roku, a dokładniej 14 lutego (walentynki) w Kijowie poznał nową wielką miłość swego życia księżnę Karolinę von Sayn-Wittgenstein, która urodziła się jako Karolina Elżbieta Iwanowska w 1819 roku. Związał się z nią, odwiedzając często na Ukrainie i mieszkając razem w Weimarze i Altenburgu. Ich ślub napotkał jednak na trudności, bo była wciąż żoną rosyjskiego marszałka. Starania o unieważnienie tego małżeństwa przyniosły najpierw sukces (po stronie prawosławnej), ale wobec już ustanowionego terminu sakramentalnego połączenia z Lisztem, papież – może pod wpływem interwencji carskiej – nie zezwolił na jej drugi katolicki ślub, który zaplanowano w kościele San Carlo al Corso w Rzymie na 50. rocznicę urodzin Franza. Spotkała się też osobiście z represjami majątkowymi caratu w Rosji i zrezygnowała ze starań o ślub kościelny. Pozostali więc serdecznymi przyjaciółmi aż do śmierci, a zmarła w siedem miesięcy po Franziszku, kochając go z całych sił.
Na wieść u udaremnieniu planów małżeńskich Liszt zwrócił się ponownie w stronę życia monastycznego (tworząc przy tym muzykę kościelną), a latem 1863 r. wycofał się całkiem z życia towarzyskiego i zamknął w klasztorze Madonna del Rosario na Monte Mario. Jego ucieczka od świata nie uszła bez echa, a w klasztorze odwiedził go nawet papież Pius IX, z którym pozostawał w bardzo życzliwych kontaktach, a nawet 20. rocznica jego pontyfikatu została uświetniona 21 VI 1868 koncertem Liszta w Castel Gandolfo. Jak z tego widać wyraźnie, kontemplował zatem okazjonalnie i nie przestrzegał mniszej stabilitas loci (stałości miejsca). Czasem mieszkał także w Watykanie, czasem w klasztorze Santa Franzesca Romana na Forum Romanum. W 1864 roku odbył tournée po Europie jako dyrygent, a w 1865 roku powrócił do klasztornej surowości. Przyjął wtedy nawet dziś już niepraktykowaną, a wówczas obowiązującą na pewnym etapie tonsurę, czyli częściowe wygolenie włosów na głowie. Otrzymał cztery początkowe święcenia kapłańskie, które jeszcze do niedawna dawane były klerykom w pierwszych latach seminarium duchownego – ostiariatu, lektoratu, egzorcystatu i akolitatu. (Reformą z 1972 roku Paweł VI zniósł ostiariat i egzorcystat.) I choć nie został diakonem czy nawet subdiakonem, zwracano się do niego powszechnie „padre” (ojcze). Na tym zakończył swą „karierę duchowną”, ale do końca życia zachował wielką cześć dla religii, a celibat przyszedł z wiekiem…
Piotr Boroń
Zdjęcie tytułowe: Von Theodor Hosemann - http://www.liszt-2011.de
Zdjęcie w artykułu: Wikimedia Commons