Tytuł nawiązuje do książki Borysa Polewoja o pilocie, który nie załamał się po utracie nóg i nawet wrócił do służby w lotnictwie. Także prawdziwa, historia węgierskiego wspinacza górskiego jest nie mniej fascynująca, a Zsolt Erőss musiał z protezą nogi pokonywać więcej przeciwności.
Z DETERMINACJĄ DO OJCZYZNY
Zsolt Erőss urodził się 7 marca 1968 roku w transylwańskiej Miercurei-Ciuc (dawniej węg. Csíkszereda). Pochodził z węgierskiej rodziny i wychowywał się wśród Węgrów, bo to przecież centrum Seklerszczyzny, gdzie ponad 80 proc. ludności posługuje się językiem węgierskim na co dzień, a jego rodzinne miasto cieszy się partnerstwem z dziewięcioma miastami węgierskimi (na piętnaście jego wszystkich umów o partnerstwie). Mieszkańcy stolicy okręgu Harghita gustują raczej w sportach zimowych i między innymi dlatego Zsolt Erőss zainteresował się wspinaczką wśród śniegów, które pokrywają górne partie nieodległych górskich pasm. Od dzieciństwa fascynował bliskich sprawnością fizyczną i próbował różnych sportów, a wspinaczka była jego największą pasją już w wieku trzynastu lat. Jego rodzina zdecydowała się w 1988 roku przeprowadzić na Węgry, gdzie po czterech latach uzyskali obywatelstwo. W sportowym życiu dwudziestoletniego Zsolta nastąpiła paradoksalna sytuacja, bo czynniki patriotyczne przesądziły o zamieszkaniu w kraju zdecydowanie nizinnym. Zrekompensował to sobie jednak wyprawami w wysokie góry Azji.
OD TIEN-SZANU DO HIMALAJÓW
Jego pierwsza wysokogórska wyprawa wiodła na Kaukaz, gdzie w 1990 roku zdobył jego najwyższy szczyt Elbrus (5642 m. n.p.m.), leżący na granicy Europy i Azji. Ciekawostką może być to, że Elbrus zdobył jako pierwszy Anglik, a w latach 1942–1943 był uważany za najwyższy szczyt należący do III Rzeszy. To nie był jeszcze szczególnie znaczący wyczyn Zsolta (sam nazwał go później „spacerem”), bo Elbrus został zdobyty nawet przez motocyklistę, a w tym samym roku, gdy wszedł na niego Zsolt, biegacze rosyjscy i amerykańscy urządzili bieg na wyścigi (po łatwiejszej trasie). Sukcesy wspinaczkowe przyjść miały jednak wkrótce. W krótkim czasie dokonał bowiem wejść na kilka siedmiotysięczników (w tym Pik Komunizmu – 7495 m n.p.m., czyli kiedyś najwyższy szczyt Związku Sowieckiego, a obecnie Tadżykistanu), a to zostało docenione przez nadanie mu wyróżnienia „Śnieżnej Pantery”, co wiązało się z zaliczeniem tzw. „Korony CCCP”, czyli określonych kilku najwyższych szczytów (mimo rozwiązania Związku Socjalistycznych Republik Sowieckich, wyróżnienie jest wciąż uznawane przez wspinaczy, a swoistego rekordu dokonał Polak, Andrzej Bargiel w 2016 roku, zdobywając wszystkie pięć szczytów w niespełna trzydzieści dni).
W 1995 roku Zsolt Erőss wziął udział w pierwszej swojej i w ogóle pierwszej węgierskiej wyprawie na Mount Everest (wg ustalenia chińsko-nepalskiego oficjalnie ok. 8848 m n.p.m.). Bardzo droga wyprawa miała, jak często tam bywa, dramatyczny przebieg, związany z zaburzeniami pogodowymi, a Zsolt Erőss zasłynął z determinacji, gdyż uczestniczył w dwóch atakach na szczyt z ostatniego obozu. Obie próby nie powiodły się, ale zapamiętano go jako wielkiego charakternika. Najwyższy szczyt świata, uznawany przez okoliczną ludność – jak europejski Olimp - za siedzibę Bogów nosi różne nazwy, a najczęściej wymieniane są Czomolungma (Bogini Matka Śniegu i Ziemi), Sagarmatha (Czoło Nieba) i wreszcie Mount Everest. Dzieje jego zdobywania są bardzo tragiczne i pełne tajemnic, bo niektórzy historycy himalaizmu twierdzą nawet, że został on zdobyty po raz pierwszy przez wyprawę brytyjską w 1924 roku, a jako pierwszy postawił stopę na szczycie nauczyciel historii George Herbert Leigh Mallory, który wówczas zginął i którego zamarznięte ciało znalazła wyprawa w 1999 roku. Nie było przy nim zdjęcia portretowego żony, które chciał zostawić na szczycie i stąd domniemanie, że poległ już w drodze powrotnej. Większość historyków twierdzi i oficjalnie uznaje się, że pierwszego wejścia na sam czubek Czomolungmy dokonali Nowozelandczyk Edmund Percival Hillary i jeden z Szerpów wyprawy z 1953 roku Tenzing Norgay.
Zsolt Erőss wrócił szczęśliwie do domu, ale uparł się na zdobywanie ośmiotysięczników i w 1999 zaliczył Nanga Parbat, a w 2002 zdobył Mount Everest jako pierwszy z węgierskich himalaistów. Sukces nie był bezstresowy, bo w pierwszej próbie ataku na szczyt musiał zawrócić. Po kilku dniach powziął jeszcze jedną próbę i nie poddając się przeciwnościom, postawił węgierską flagę na samym czubku lodu, pokrywającego szczyt. Nazwiska zdobywców „Dachu Świata” są ludźmi rozchwytywanymi przez domy mediowe, instytuty naukowe i organizacje wspinaczkowe. Po fali zaproszeń do mediów i uczestnictwie w licznych reklamach postanowił poświęcić się już tylko pracy wspinaczkowej i utrzymywać się z tego. Stał się naturalnym liderem węgierskich himalaistów, a wkrótce dołączyli do niego liczni chętni, by firmował nazwiskiem przedsięwzięcia. Od 2003 roku wraz z Lajosem Kollárem i László Mécsem podjęli akcję zaliczania wszystkich ośmiotysięczników i udało im się to w sześciu przypadkach.
W 2010 roku wybrał się z przyjaciółmi w Tatry Wysokie i – jak mówi stare polskie porzekadło „morze przepłynął, u brzegu utonął” – doznał ciężkiego wypadku. Wspinali się po pionowej ścianie we trójkę, zachowując wszelkie środki ostrożności, ale nagle urwał się nawis śnieżny i pociągnął ich z wysoka. Przeraźliwie ranny przy upadku ocalił życie, ale miał tak połamane, a właściwie zgruchotane w wielu miejscach obie nogi, że dla ratowania mu życia lekarze zdecydowali o amputowaniu prawej kończyny poniżej kolana.
SIŁA WOLI PONAD WSZELKIE PROGNOZY
Po 10 stycznia 2010 r., gdy amputowano mu nogę, dosłownie wszyscy komentatorzy orzekli koniec jego kariery wspinaczkowej, ale przy użyciu protezy już w marcu zaczął urządzać trekingi, a w czerwcu podjął próbę wejścia na kolejny z czternastu ośmiotysięczników Czo Oju (nazwa w języku tubylców oznacza Turkusową Boginię) i nie ze względu na własną słabość, ale zagrożenie lawinowe kierownictwo wyprawy zdecydowało o odwrocie z wysokości ok. 7100 metrów. Niezmordowany Zsolt Erőss w następnym roku ruszył na Lhotse (ok. 8516 m n.p.m., czwarty co do wysokości szczyt Ziemi) i zdobył, poruszając się na protezie. Przypomnijmy, że tutaj 22 lata wcześniej zginął nasz Jerzy Kukuczka, z którego dorobkiem – jeżeli w ogóle można takie osiągnięcia porównywać - nie równa się jak do tej pory żaden człowiek. W zdobywaniu wszystkich czternastu ośmiotysięczników wyprzedził go, co prawda, formalnie włoski himalaista Reinhold Messner, ale warunki, w których wspinał się Kukuczka były o wiele trudniejsze (np. wejścia bez butli tlenowej, wejścia zimowe, wejścia nieprzetartymi ścianami, wejścia od strony północnej itd.). Summa summarum Kukuczce zajęło to wszystko osiem lat, podczas gdy Messnerowi szesnaście (i miał znacznie lepsze wsparcie finansowe oraz sprzęt). Zdobywając Lhotse wiosną 2011 roku Zsolt Erőss, Tibor Horváth, László Mécs i László Gál także wyznaczyli sobie trudności, które postawiły ich sukces w innym świetle. Należały do nich np. rezygnacja z butli tlenowych, udziału Szerpów i rozstawionych wcześnej baz namiotowych, a Zsolt Erőss miał jeszcze w swym stylu przy ostatnim podejściu zwyczaj rezygnacji z namiotu i odpoczynku pod pałatką. Musiał dodatkowo co pół godziny czyścić protezę. W ostatniej, czwartej bazie (ok. 7850 m n.p.m.) otrzymali dwie jakże różne wiadomości. Zła mówiła, że ciąża żony Zsolta jest zagrożona. Dobra mówiła, że 21 maja przewidywana jest najlepsza pogoda do ostatecznego szturmu na szczyt, od którego oddzielały ich dwa dni marszu. To był prawdziwy dramat, oparty na skalkulowanym ryzyku, ale i zaniedbaniach. Na tej wysokości o wytrzymałości decydować mogą dosłownie każde dekagramy, więc świadomie ograniczyli ciężary, które wymagały dodatkowych sił, w efekcie czego szli bez lampy, budzika, czekanów. Zmęczeni, zaspali nieco pod pałatką i osiągnęli szczyt później niż planowali, więc zejście w ciemnościach podnosiło ryzyko zgubienia drogi. Szczęśliwie dotarli do miejsca swego ostatniego noclegu, o czym powiadomili kolegów drogą telefoniczną przy wielkich zakłóceniach. Dotarli też do bazy, zobaczywszy światła, przebijające ściany namiotów. Zdobycie Lhotse było nie tylko zwykłym w takich przypadkach sukcesem, ale też niewiarygodnym zwycięstwem kalekiego himalaisty nad warunkami, które zwyczajnie eliminują ludzi ze sportu. Zsolt Erőss był zwycięzcą pod każdym względem, cieszył się z narodzin dziecka i został ogłoszony człowiekiem roku.
ŚMIERĆ HIMALAISTY I WIECZNA PAMIĘĆ
W dwa lata po Lhotse, również w maju, bo to najlepszy miesiąc na zdobywanie azjatyckich szczytów, Zsolt Erőss ruszył na podbój Kanczendzongi (trzeci szczyt Ziemi, wys. ok. 8598 m n.p.m.). Wraz z przyjacielem Péterem Kissem dotarli mozolnie do szczytu. Wiedzieli, że jeżeli nie zawrócą odpowiednio wcześnie to mogą pozostać w śniegach Lhotse już na wieki. Ryzykowali do granic możliwości i już nie wrócili. Poszukiwania nie przyniosły efektu. Pozostali obaj nie znalezieni do dziś.
Zdjęca: Wikimedia Commons
Piotr Boroń