Współpraca państw: polskiego i węgierskiego, związana z odnowieniem ich samodzielnego bytu po Wielkiej Wojnie, obejmowała m.in. dostawy uzbrojenia znad Dunaju dla odradzającego się Wojska Polskiego. Pierwszy pociąg wiozący węgierską amunicję dotarł do Polski już w listopadzie 1918 r., w początkowej fazie polsko-ukraińskiego konfliktu o Lwów. Węgrzy wspierali nas także w czasie wojny bolszewickiej - m.in. 19 marca 1919 r. otrzymaliśmy od nich 20 mln nabojów do karabinów Mannlicher i 20 tys. sztuk pocisków artyleryjskich, za co płaciliśmy dostawami węgla.
Nie były to jednak zwykłe zakupy wojskowe. Dokonywane były w bardzo specyficznych warunkach, w jakich znalazły się obydwa kraje.
Przez cały okres wojny z bolszewikami Komintern tworzył komitety wspierania Rosji sowieckiej i finansował potajemnie antypolską propagandę prasową. Wielu robotników w Europie Zachodniej uwierzyło, że w Rosji władza proletariatu realizuje idee sprawiedliwości społecznej a Polska jest wrogiem wszystkich robotników. Na całym kontynencie związki zawodowe blokowały transporty dla Polski i wzniecały strajki pod hasłami: „Ręce precz od Rosji” oraz „Ani jednego naboju dla pańskiej Polski”. Również wiele rządów, jak np. brytyjski, czechosłowacki, litewski i oczywiście niemiecki zajmowały nieprzychylne lub wręcz wrogie Polsce stanowisko.
Jeszcze gorsza była sytuacja Węgier, skrwawionych czerwoną rewolucją i traktowanych na arenie międzynarodowej, jako kraj pokonany w Wielkiej Wojnie. Zwycięska Francja urządzała Europę Środkową według własnych interesów, kosztem Węgrów właśnie. Dlatego nasi bratankowie dążyli do podpisania z Polską porozumienia politycznego oraz
tajnej konwencji wojskowej, widząc w nas jedynego sojusznika w bardzo trudnym dla nich położeniu międzynarodowym. Przede wszystkim oczekiwali, że Warszawa będzie adwokatem Budapesztu wśród państw Ententy a także wesprze go w walce o odzyskanie historycznych Górnych Węgier. Oferowali w zamian dostawy sprzętu wojskowego, uzbrojenia a nawet zorganizowanie ochotniczego poboru do węgierskiego legionu mającego walczyć na froncie polsko-bolszewickim. Nad Wisłą jednak istniały duże opory przed takim zbliżeniem z Węgrami - szczególnie wśród profrancuskiej endecji mającej bardzo duże wpływy w polskim korpusie dyplomatycznym.
Wszelkie zahamowania prysły w obliczu postępów bolszewików na froncie w 1920 r., kiedy to szybkie dostawy konkretnego uzbrojenia i sprzętu wojskowego dla polskiej armii stały się dla nas kwestią życia i śmierci. Niekiedy zapas amunicji osiągał stan krytyczny
i polscy żołnierze walczyli rozporządzając ….kilkunastoma nabojami. Ewentualna przegrana Polski w wojnie z bolszewikami stanowiłaby bezpośrednie zagrożenie ich powrotem na Kotlinę Panońską. Doświadczenie czerwonych rządów Béli Kuna nad Dunajem było tak traumatyczne, że szef sztabu armii węgierskiej, płk Géza Dormándy zaoferował w czerwcu 1920 r. polskiemu dowództwu przysłanie węgierskiego kontyngentu wojskowego liczącego 30 000 honwedów. Ówczesne nastroje Węgrów wobec Polski dobrze oddało chrześcijańsko-narodowe pismo Új Nemzedék (Nowe Pokolenie) pisząc: „Nie wiemy, co uczyni Koalicja, my musimy być gotowi, aby stanąć po stronie Polski. Los Polski jest naszym losem”.
3 czerwca 1920 roku została zawarta umowa między Głównym Urzędem Zaopatrzenia polskiej armii a firmą Manfred Weiss na dostawę 38 mln nabojów karabinowych. Chargé d'affaires Węgier w Warszawie był wtedy Iván Csekonics - ogromnie zasłużony dla przyjaznej współpracy politycznej i wojskowej Polski i Węgier. Darzono go nad Wisłą dużym zaufaniem, wielokrotnie konsultowali się z nim szefowie polskiej dyplomacji i osobiście Józef Piłsudski. Dzięki pomocy Csekonicsa ładunek zawierający 890 tys. sztuk nabojów do karabinów Mauser, w ramach umowy z 3 lipca, został udostępniony Polsce już 8 lipca. Tego samego dnia węgierski minister obrony narodowej gen. dyw. István Sréter, nakazał przekazać Polsce w trybie natychmiastowym cały zapas amunicji armii węgierskiej i zarządził, by przez następne dwa tygodnie fabryka amunicji Manfreda Weissa pracowała wyłącznie na potrzeby Polski. Ministerstwo kolei żelaznych nakazało traktować wszystkie pociągi jadące do Polski, jako transporty najwyższego znaczenia i uprzywilejowania. Do 30 lipca przez Węgry, a także Rumunię przeszła większość transportów z zaopatrzeniem. Po tej dacie, tj. od dnia, gdy II Międzynarodówka Socjalistyczna ogłosiła bojkot wszystkich transportów kierowanych do Polski, cały wysiłek pomocy dla Warszawy wzięli na siebie Węgrzy.
Ich dostawy nie mogły jednak przejechać przez terytorium Czechosłowacji (decyzją rządu w Pradze), co opóźniało je na wiele krytycznych dla losów Polski tygodni. Czesi próbowali nawet zatrzymać udającą się do Polski francusko-brytyjską misję wojskowo-polityczną (m.in. Maxime Weygand, Edgar Vincent D’Abernon, Maurice Hankey).
Wobec ogromnych strat polskiej kawalerii na froncie, pojawiła się też w Warszawie koncepcja skorzystania ze wsparcia kawalerii rumuńskiej i węgierskiej. O ile jednak negocjacje z Bukaresztem nie budziły sprzeciwu a nawet przychylność Paryża o tyle rozmowy z Budapesztem w tej sprawie musiały być prowadzone nieoficjalnie. Strona polska zabiegała o 20-30 tys. konnicy. Z wysłanego 13 lipca przez ówczesnego ministra spraw zagranicznych Węgier, Pála Telekiego telegramu do Warszawy, wynikało, że Węgry nie mogą zaoferować tak licznego oddziału kawalerii, ale chętnie zrekompensują to oddziałami innych rodzajów sił zbrojnych. Csekonics sugerował swojemu rządowi, że wracający do ojczyzny huzarzy mogliby wesprzeć pro węgierskie powstanie na Słowacji
i ułatwić tym samym powrót tego terenu do węgierskiej macierzy. Dla Budapesztu bardzo ważne było zapewnienie neutralności Rumunii wobec takiej ewentualności, czego oczekiwali właśnie od Warszawy.
Węgierski attaché wojskowy w Warszawie, pułkownik József Takách - Tolvay prowadził również z polskim sztabem generalnym bardzo zaawansowane rozmowy na temat uzbrojenia węgierskich szwadronów. Ciężki sprzęt miała zapewnić Polska bądź Ententa, huzarów i konie - strona węgierska. Sprawa upadła jednak 4 sierpnia, kiedy węgierski ambasador w Paryżu, Iván Praznovszky poinformował, że Ententa, wobec nieodwołalnego i ostrego sprzeciwu Czechosłowacji, nie wyraża zgody na wysłanie huzarów na pomoc Polsce. W tej sytuacji jedyne, co można było uzyskać, to wspomniany wyżej transport amunicji z fabryki Weissa, wstrzymany również przez rząd w Pradze. Skierowano pociąg okrężną drogą, przez Rumunię, co oczywiście wydłużyło jego podróż. Ostatecznie 12 sierpnia 1920 r., 80 wagonów z węgierską amunicją wtoczyło się na dworzec w mazowieckich Skierniewicach.
Otrzymaliśmy od naszych bratanków:
- 35 mln nabojów do karabinów Mauser;
- 13 mln pocisków artyleryjskich Mauser;
- 10 mln nabojów Mannlicher;
- 600 tys. łódek nabojowych Mannlicher;
- 40 mln tłoków nabojowych Mauser i wiele innych elementów sprzętu
wojskowego.
Jak wiemy dzisiaj (z raportu złożonego przez gen. Kazimierza Sosnkowskiego podczas posiedzenia Rady Obrony Państwa 5 lipca 1920 r.) amunicja, którą dysponowało Wojsko Polskie, miała ulec wyczerpaniu 14 sierpnia 1920 r. Zatem węgierski transport dotarł do Polski w ostatniej chwili przed…. katastrofą podczas decydującej bitwy całej wojny. Dostarczona do naszych oddziałów amunicja i sprzęt umożliwiła zwycięstwo w Bitwie Warszawskiej i Niemeńskiej, a tym samym odwrócenie losów kampanii i obronę świeżo odzyskanej niepodległości.
We wrześniu 1920 r. szef polskiego Sztabu Generalnego, gen. Tadeusz Rozwadowski zwrócił się do pułkownika Józsefa Takách-Tolvaya następującymi słowami: „Zapamiętaj sobie, że my nigdy nie zapomnimy Węgrom tego szlachetnego zamiaru, z jakim chcieli służyć nam szczerą pomocą w najcięższych dla nas chwilach. [….] Może przyjść czas, kiedy się Wam zrewanżujemy. [….] Byliście jedynym narodem, który naprawdę chciał nam pomóc, wsparcie Francuzów nadeszło dopiero po wielkich naciskach, a nawet wtedy, jakież to było wsparcie? Anglicy układali się przeciwko Polsce z Litwinami i Niemcami, ci ostatni z kolei zmawiali się z Czechami”
Ogółem, w latach 1919-1921 Węgry dostarczyły Polsce 75 mln sztuk amunicji.
Po zawarciu pokoju w Rydze, 18 marca 1921 r., Sejm Rzeczypospolitej Polskiej odmówił ratyfikowania traktatu z Trianon, co oznacza, że w sensie prawnym Polska nigdy nie uznała rozbioru Węgier.
Artur Kolęda
autor jest historykiem i publicystą, pracownikiem Instytutu Pamięci Narodowej