Dorastałem w San Francisco od początku lat osiemdziesiątych zeszłego stulecia” – pisze we wstępie Marek Jan Chodakiewicz. „W związku z tym byłem świadkiem wynurzania się alternatywy dla porządku normalnego, tradycyjnego, zachodniego”. Ów obszerny, kilkudziesięciostronicowy wstęp jest jedną z najważniejszych części książki „O cywilizacji śmierci”; esejem porządkującym pojęcia i objaśniającym sedno problemu. Rzecz o tym, jak rewolucjoniści obyczajowi chcą przemodelować świat (jak już to robią), jak przekształcał się feminizm, jak lewica w miejsce „praw człowieka” wpisała na sztandary „marksizm-lesbianizm” i walkę o homoprzywileje. Moralny relatywizm, radykalizm seksualny, wściekła antyreligijność to już nie zagrożenia, to amerykańska rzeczywistość. A skoro „Ameryka obecnie wytycza drogę świata w przyszłość”, konstatuje Chodakiewicz, to jaka przyszłość nas czeka? Muszę powstrzymywać się przed wpisywaniem kolejnych cytatów, bo łapię się na tym, że trzeba by zacytować całą książkę, która jest też podsumowaniem toczonej przez autora od trzech dekad walki o uświadomienie polskich czytelników i polskich elit politycznych, jaka jest natura przeciwnika. Chodakiewicz toczył ją w tekstach publikowanych na łamach „Rzeczpospolitej” (kiedy można było to czynić w tej gazecie), „Tygodnika Solidarność”, ale przede wszystkim w felietonach dla „Najwyższego Czasu”. Ich wybór znajdziecie w „O cywilizacji śmierci”. Jest Chodakiewicz jednym z najświetniejszych konserwatywnych umysłów współczesnej Polski, szkoda że tak rzadko słuchanym i publikowanym. Co do jego wpływu na nasze polityczne elity – nie mogę oprzeć się wrażeniu, że rząd dobrej zmiany nie ma pomysłu na to, jak wykorzystać tak znakomitego sojusznika i przenikliwego obserwatora. A przecież pytanie, które stawia w podtytule książki – „Jak zatrzymać antykulturę totalitarnych mniejszości?” – stanęło właśnie w samym centrum polskiej debaty publicznej. Coś, co jeszcze kilkanaście, ba, kilka lat temu wydawało się nad Wisłą jedynie marginesem marginesów, dziś za sprawą pożytecznych idiotów i niebezpiecznych radykałów trafia do agendy liczących się ugrupowań politycznych. „Homoseksualistów zostawmy w spokoju”, podkreśla Chodakiewicz, ale należy „aktywnie zwalczać rewolucjonistów z LGBT”. Nie tylko w głosowaniu, lecz także ich własnymi metodami, podpowiada polski historyk.
Piotr Gociek
Tekst ukazał się w DoRzeczy nr 34/336 z 2019