Jedynie drastyczne kroki ze strony państw członkowskich UE i samych instytucji unijnych są w stanie zaradzić problemowi masowego napływu migrantów do Europy. Kontynuowanie obecnego kursu może się zakończyć dezintegracją projektu unijnego – to najważniejsze wnioski płynące z konferencji „The decade of move – Challanges and the stakes of irregular mass migration in Europe” zorganizowanej w Budapeszcie przez Instytut Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka oraz węgierski Instytut Badań nad Migracjami.
O zaostrzeniu problemu migracyjnego we Francji, gdzie latem tego roku doszło do potężnych zamieszek wywoływanych przez imigrantów i obywateli Francji pochodzących z Afryki i Bliskiego Wschodu, opowiadał Nicolas Monti, jeden z założycieli paryskiego Obserwatorium Migracji i Demografii.
– Obecnie 96 proc. migrantów, których wnioski azylowe zostały odrzucone, pozostaje na terenie Francji. Można więc powiedzieć, że odsyłanie ludzi, którzy nie uzyskali azylu, jest we Francji kompletną fikcją. System nie działa – powiedział Nicolas Monti, podkreślając jednocześnie, że coraz większa presja migracyjna znajduje odzwierciedlenie w sondażach – już trzy czwarte społeczeństwa otwarcie przyznaje, że we Francji mieszka zbyt dużo imigrantów.
Nicolas Monti podkreślił, że obecny model migracyjny oznacza dla francuskich finansów publicznych nie zyski, lecz koszty. Co roku problem migracyjny to koszt (netto) równy ok. 1,4–1,5 proc. PKB. Statystyki pokazują bowiem, że imigranci z krajów afrykańskich i bliskowschodnich są dużo mniej zainteresowani podjęciem pracy niż rodowici Francuzi i maksymalnie wykorzystują hojność francuskiego państwa opiekuńczego.
Nawet jednak znaczne ograniczenie migracji z krajów muzułmańskich nie oznacza zatrzymania trendu, który świadczy o tym, że w niedalekiej perspektywie islam będzie dominującą religią we Francji. O ile dzietność rodowitych Francuzek wciąż spada, o tyle imigrantki z krajów muzułmańskich mają coraz więcej dzieci. Przykładowo imigrantki z Algierii rodzą obecnie przeciętnie 3,7 dziecka.
Sondaże pokazują, że już 67 proc. Francuzów obawia się tzw. wielkiej wymiany, czyli zastąpienia populacji rodzimej przez imigrantów – przede wszystkim z krajów muzułmańskich. Jak podkreślał Nicolas Monti, „wielka wymiana” przestaje być traktowana jako „teoria spiskowa” i staje się w oczach Francuzów realnym problemem.
– Imigracja do Francji zagraża spoistości narodu i coraz wyraźniej to widać – powiedział Monti.
Ralph Schoellhammer, politolog i ekspert ds. migracji z Webster University Vienna, podkreślił z kolei, że w kwestii dbania o spójność społeczną państw UE w kontekście migracji najważniejsza jest zdolność do asymilowania przybyszów. Jako przykład ekspert podał Niemcy, gdzie często to trzecie pokolenie w rodzinach imigranckich ma największy problem z integrowaniem się, ponieważ w obecnych czasach sami Niemcy mają kłopot z określeniem swojej tożsamości. Tym samym kilka dekad temu, gdy Niemcy budowali swoją tożsamość wokół uniwersalnie rozumianej niemieckości, integrowanie imigrantów przebiegało łatwiej niż dziś, gdy Niemcy – a także inne narody europejskie – wstydzą się własnej historii i tożsamości. – To problem psychologiczny. Paradoksalnie to Europa Centralna i Wschodnia, gdzie wciąż silne są tendencje narodowe, jest lepiej przygotowana do integrowania imigrantów niż zachód kontynentu – powiedział Ralph Schoellhammer, dodając, że nie ma czegoś takiego jak dobrze funkcjonujące społeczeństwo multikulturalne. – Nie da się sprawnie funkcjonować, jeżeli jedna część społeczeństwa chce, żeby kobiety chodziły zakryte od stóp do głów, a druga twierdzi z kolei, że kobiety powinny być wyzwolone seksualnie. Tak duże podziały kulturowe w ramach społeczeństwa sprawiają, że to nie może dobrze działać – powiedział Schoellhammer.
– Dane jasno pokazują, że silna muzułmańska tożsamość uniemożliwia przyjęcie europejskich wartości, szczególnie tych lewicowych, promowanych przez instytucje unijne – podkreślił z kolei prof. Tomasz Grzegorz Grosse z Uniwersytetu Warszawskiego. Politolog z UW zaznaczył, że radykalizacja wywoływana przez masową migrację nie ogranicza się tylko do imigrantów muzułmańskich, którzy z coraz większą niechęcią odnoszą się m.in. do żydów i chrześcijan. Masowa migracja oznacza też radykalizację ludności rodzimej, która tym chętniej przenosi głosy na partie obiecujące podjęcie drastycznych kroków w celu ukrócenia migracji, jak choćby niemiecka AfD. – Ten problem może doprowadzić do wojen domowych lub rewolucji społecznych. Latem widzieliśmy, że nie tylko imigranci, ale też obywatele Francji pochodzenia imigranckiego wystąpili przeciw państwu francuskiemu! To wielkie zagrożenie dla dalszej integracji europejskiej, szczególnie jeżeli UE będzie dalej naciskała na przymusową relokację w krajach takich jak Polska czy Węgry. 70 proc. Polaków sprzeciwia się temu, ponieważ taka polityka jest nieefektywna, nie rozwiązuje tego problemu i jedynie przerzuca go z jednego kraju do innych państw – mówił prof. Grosse.
Jako pozytywny przykład, politolog z UW wskazał w tym kontekście Białorusinów i Ukraińców pracujących w Polsce, którzy nie tylko nie są obciążeniem dla państwa polskiego, jak ma to miejsce w przypadku Francji, ale znacząco przyczyniają się do rozwoju gospodarczego Polski. Zdaniem prof. Grosse Europejczycy powinni wprost ogłosić, że przestają przyjmować do Europy imigrantów muzułmańskich, którzy mają ogromne problemy z integracją i zamiast nich przyjmować bliskich kulturowo chrześcijan spoza UE. – Bez takich radykalnych ruchów nie da się rozwiązać tego problemu – powiedział prof. Grosse.
O perspektywie włoskiej opowiadał w czasie konferencji Piotr Kowalczuk, który od 24 lat jest korespondentem polskich mediów na Półwyspie Apenińskim i obserwował z bliska, jak narasta problem migracyjny.
– Włoskie matki są najstarsze w Europie. Włochy potrzebują w związku z tym imigrantów i pracowników. Ale odpowiedzią na problemy demograficzne nie jest migracja nielegalna, tylko kontrolowana i legalna – powiedział Piotr Kowalczuk, przypominając, że obecnie szacuje się, że we Włoszech żyje ok. 600 tys. nielegalnych imigrantów, o których państwo włoskie nic nie wie.
Dziennikarz podkreślił, że ci ludzie nierzadko są wciągani do świata włoskiej przestępczości, stając się ofiarami mafii.
Prowadzący debatę Róbert Gönczi zapytał panelistów, czy Europa zna pozytywne przykłady integracji imigrantów. Ralph Schoellhammer wskazał, że świetnym przykładem są… sami Europejczycy, którzy zmieniają miejsce zamieszkania i pracy w ramach UE, dobrze się integrując. Jeżeli natomiast chodzi o przybyszów spoza Europy, to pozytywnymi przykładami są m.in. imigranci z Ameryki Łacińskiej, którzy szczególnie widoczni są w Portugalii i Hiszpanii, ale również m.in. Wietnamczycy we Francji, a także Irańczycy przyjeżdżający do Niemiec. Eksperci zgadzali się ze sobą, że co od zasady jednak głębokie różnice kulturowe między muzułmanami a mieszkańcami Europy sprawiają, że integrowanie takich imigrantów jest niezwykle trudne i zazwyczaj kończy się budową tzw. równoległego społeczeństwa.
W trakcie drugiego panelu eksperci zastanawiali się z kolei nad największymi wyzwaniami stojącymi przed UE jako całością w kontekście obrony wspólnych granic.
Witold Repetowicz, ekspert ds. terroryzmu, znawca Bliskiego Wschodu, podkreślił, że jeszcze nie tak dawno europejskim elitom mogło się wydawać, że obowiązkowa relokacja migrantów do innych krajów UE jest już postanowiona raz na zawsze. – Teraz nawet Niemcy przeszli ewolucję od „Witamy uchodźców” do „Trzeba zatrzymać migrację”. Olaf Scholz oskarża Polaków o sprowadzanie migrantów, co nie jest zresztą prawdą, bo tzw. afera wizowa to głównie propaganda, a równolegle niemieckie NGO-sy wysyłają statki na Morze Śródziemne, by pomagać łodziom płynącym z Tunezji do Włoch – mówił Witold Repetowicz.
Zdaniem eksperta istnieją jedynie trzy odpowiedzi na kryzys migracyjny. Pierwsze to próba porozumienia się z państwami afrykańskimi, które mogą powstrzymać migrantów. Jest to jednak – zdaniem Witolda Repetowicza – krótkowzroczna polityka. Żądania reżimów będą bowiem rosły.
Druga odpowiedź to efektywna ochrona granic. – To oznacza jednak działanie w sposób brutalny i oczywiście będą się z tym wiązały ofiary. Nie da się tego wdrożyć szybko, ponieważ Europa nie jest na taką politykę gotowa pod względem psychologicznym. Trzecie rozwiązanie to po prostu kapitulacja: poddanie się presji migracyjnej – powiedział Witold Repetowicz.
Viktor Marsai, dyrektor wykonawczy Instytutu Badań nad Migracjami przedstawił liczby, które obrazują skalę wyzwania stojącego przed Europą. O ile w 2020 roku do UE dostało się nielegalnie 125 tys. osób, o tyle jedynie w ciągu pierwszych ośmiu miesięcy 2023 roku liczba ta zwiększyła się do 232 tys.
Na tak skokowy wzrost wpływa regionalna niestabilność, m.in. w Libii i Sudanie, zmiany klimatyczne, ale także nieprawdziwe wyobrażenia na temat sytuacji w Europie, które powielane są w mediach społecznościowych. Ten ostatni mechanizm wykorzystywany jest przez gangi przemytnicze, a także państwa chcące destabilizować sytuację w Europie.
PIOTR WŁOCZYK
Zdjęcia z wydarzenia
(Fot. Mihály Molnár/MCC)