PIOTR WŁOCZYK: Skąd się wzięły w czasie II wojny światowej wojska węgierskie na okupowanych ziemiach II RP? Przecież w 1939 roku premier Pál Teleki odmówił Hitlerowi wsparcia w inwazji na Polskę, używając do tego argumentu bardzo rzadko pojawiającego się w świecie polityki – według niego przyłożenie ręki do niemieckiego ataku na północnego sąsiada byłoby plamą na węgierskim honorze...
Fot: ngopole.pl
ARKADIUSZ KARBOWIAK*: Wojska węgierskie pojawiły się tu latem 1941 roku. Tzw. Grupa Karpacka wydzielona z armii węgierskiej, uczestniczyła w inwazji wojsk państw Osi na ZSRR. Jej zadaniem była osłona prawej flanki niemieckiej 17 Armii atakującej w GA „Południe”. Trzonem grupy był Szybki Korpus i po rozwiązaniu Grupy Karpackiej tylko on pozostał na froncie. Podczas bitwy pod Humaniem stanowił on część kleszczy, jakie zacisnęły się wokół 6 i 12 Armii sowieckiej. Znakomitym manewrem taktycznym popisał się podczas bitwy o Kijów. Ze względu na duże straty w ludziach i sprzęcie jednostkę wycofano do kraju w listopadzie 1941 roku.
Węgrzy nie chcieli wyrazić zgody na powrót swoich żołnierzy na front wschodni i odrzucali żądania niemieckie. Na zapleczu frontu w centralnym odcinku w Grupie Armii Środek i Grupie Armii Południe, czyli w Rosji i na Ukrainie, działały brygady piechoty o numerach 102, 105, 108, 121, 124 przekształcone następnie w lekkie dywizje piechoty o tej samej numeracji. Były one złożone ze starszych wiekiem rezerwistów, a także tych wywodzących się z mniejszości etnicznych.
Ich zadaniem było utrzymywanie bezpieczeństwa na liniach kolejowych i zwalczanie partyzantki.
Jednak niedługo Węgrzy wysłali do walki z Sowietami poważne siły...
W połowie 1942 roku na froncie wschodnim znów znalazły się oddziały węgierskiej 2 Armii, liczącej 215-240 tys. żołnierzy. Węgrzy wzięli udział w letniej ofensywie na południu, czyli tzw. operacji Fall Blau. 2 Armia miała zabezpieczać flankę północną niemieckiej 6 Armii prowadzącej operacje pod i w Stalingradzie. Ofensywa 12 stycznia na Łuku Donu doprowadziła do zniszczenia węgierskiej armii. Straty były olbrzymie i wyniosły ok. 100 000-120 000 żołnierzy. Tych, którzy przeżyli, wycofano z frontu. W Kijowie utworzono Dowództwo Węgierskich Sił Okupacyjnych podzielone na Grupę Wschód i Zachód. Niektóre ich jednostki wchodzące w skład VII i VIII Korpusów Armijnych odbywały służbę na terenie okupowanych Kresów II RP. W kwietniu 1944 roku sytuacja się zmieniła, bowiem dowództwo rozwiązano i VII Korpus Armijny podporządkowano 1 Armii walczącej na froncie południowym w Galicji Wschodniej w ramach Grupy Armii Północna Ukraina, a VIII Korpus Armijny z dniem 1 maja 1944 roku przemianowano na II Korpus Rezerwowy.
Zasadniczo siły te miały pilnować bezpieczeństwa linii kolejowych i zwalczać partyzantkę.
Na ile węgierscy żołnierze stacjonujący na Wołyniu angażowali się w obronę mordowanych Polaków?
Wpływ na takie zachowanie z pewnością miała zarówno wzajemna sympatia, jak i wypełnianie zadań okupacyjnych w postaci ochrony linii komunikacyjnych, głównie kolejowych, i zwalczania różnej proweniencji formacji podziemia. Należy pamiętać, że akcja antypolska UPA prowadzona była równolegle z działaniami ukraińskiej partyzantki skierowanymi przeciwko siłom okupacyjnym. Węgrzy na Wołyniu stanowili ich element więc prowadzili akcje przeciwko UPA i byli przez struktury tej organizacji atakowani. Ta aktywność z natury rzeczy stanowiła dla Polaków w sensie ogólnym pewną formę obrony. Tam, gdzie znajdowały się węgierskie garnizony, zresztą niemieckie również, przybywali polscy uciekinierzy, próbujący schronić się przez rzezią pod opiekuńczymi skrzydłami „bratanków”. Tak było w Zdołbunowie, w Sitarówce, gdzie znajdował się posterunek kolejowy, Jezioranach, gdzie odparto atak oddziału UPA, w Wiśniowcu Nowym. W tej ostatniej miejscowości niestety tuż po wycofaniu się Węgrów grupa SB OUN zabiła około 300 Polaków.
W Mizoczu w sierpniu 1943 roku Węgrzy wzięli udział wspólnie z polskimi schutzmanami z 202 batalionu, czyli członkami utworzonej przez Niemców policji pomocniczej, oraz z samoobroną w walce z oddziałem UPA, dzięki czemu ocaleli niektórzy polscy mieszkańcy miejscowości, choć około 100 osób zginęło. W styczniu 1944 roku pod Rożyszczami, gdzie na czas przybyła na pomoc polskiej samoobronie wezwana kompania węgierska wyposażona w samochody pancerne, siły ukraińskie musiały zaprzestać działań szturmowych. Z kolei polska samoobrona w Rafałówce otrzymała od Węgrów stacjonujących w Kiwercach broń, amunicje i granaty tyle że pod sam koniec okupacji. W Radziwiłowie Węgrzy wraz z Niemcami wspierali utworzoną za ich zgodą samoobronę. Broń od Węgrów kupowały samoobrony w Rybczach i Przebrażu. Oczywiście były przypadki udzielania pomocy żywnościowej i medycznej przez węgierskich żołnierzy.
Czyli sytuacja była tu bardzo jednoznaczna? Węgrzy jedynie pomagali Polakom i walczyli z UPA?
Sytuacja była tu bardziej skomplikowana. Węgrzy prowadzili też z UPA rozmowy, zawierali porozumienia o wzajemnej neutralności, w sztabie wołyńskiej UPA gościła nawet delegacja węgierska. UPA zwalczała sowiecką partyzantkę, więc Ukraińcy byli na tej płaszczyźnie sojusznikami Węgrów. Podobna sytuacja jeśli chodzi o relacje w trójkącie Polacy-Węgrzy-Ukraińcy miała miejsce w Galicji Wschodniej. Honwedzi uczestniczyli w konwojowaniu mieszkańców z zagrożonych atakami UPA miejscowości, np. Felizienthal czy Rypne. Węgrzy z posterunków granicznych udzielali pomocy na swoim terytorium uciekinierom polskim z Rajfałowej. Ewakuowano na Węgry Polaków ze strefy przygranicznej. Armia węgierska prowadziła bezpardonowe walki z UPA. Wsie podejrzewane o współpracę z partyzantką ukraińską palono, a ludność zabijano. Czasami odpowiadano takim właśnie terrorem na mordy UPA dokonane na Polakach. Tak było w Kropiwnikach, których pacyfikacja traktowana była jako odwet za mordy UPA w Żulinie. Spalono 320 gospodarstw, 2 osoby zabito, a 30 zabrano i rozstrzelano. W Mizuniu Starym Węgrzy zabili ok. 200 mieszkańców, a w Kopankach 16 osób. Po ataku UPA na oddział węgierski w Siwce Kałuskiej Węgrzy wycofali się do Kałusza i rozdali tam miejscowym Polakom broń i wspólnie z nimi spacyfikowali wieś. W przeciwieństwie do Wołynia, w Galicji Wschodniej miały miejsce rozmowy polsko-węgierskie na szczeblu Okręgu AK Stanisławów i 18 Dywizji Piechoty. Węgrzy przekazali akowcom broń i zobowiązali się do nieprzeszkadzania w walkach z Ukraińcami. Polacy mieli przekazywać informacje o wrogich Węgrom działaczach ukraińskich. W Galicji Wschodniej miały miejsce również rozmowy UPA z przedstawicielami armii węgierskiej. Delegacja OUN-B pojawiła się nawet w węgierskiej stolicy i została przyjęta przez szefa sztabu armii węgierskiej. Płaszczyzna wynegocjowanych porozumień była podobna jak na Wołyniu i był nią antysowietyzm.
Jakie zadanie Niemcy wyznaczyli węgierskim wojskom stacjonującym w okolicach Warszawy latem 1944 roku?
W okolicach Warszawy, ale w niewielkim wymiarze, i w samej Warszawie stacjonowały trzy węgierskie dywizje: 5 Dywizja Rezerwowa, 12 Dywizja Rezerwowa i 23 Dywizja Rezerwowa wchodzące w skład węgierskiego II Korpusu Rezerwowego. Wycofywały się one z Brześcia Litewskiego i Kobrynia, gdzie znajdowały się w pasie działania Grupy Armii Środek. Gdy dotarły do stolicy Polski podporządkowano je niemieckiej 2 Armii gen. Walthera Weissa. 1 sierpnia 1944 roku wybuchło w Warszawie powstanie, do którego stłumienia Niemcy skierowali spora liczbę drugorzutowych jednostek. Poza walkami w stalicy ich uwagę przyciągała działalność zgrupowań partyzanckich w podwarszawskich lasach na tyłach 9 Armii. Do połowy sierpnia dowództwo Grupy Armii „Środek” nie podejmowało w tej sprawie żadnych działań, ale pomiędzy 15-20 sierpnia postanowiono przekazać do 9 Armii początkowo dwie dywizje, a potem cały węgierski II Korpus Rezerwowy. Jej dowódca, gen. Nicolaus von Vormann, postanowił wyznaczyć Węgrom zadanie blokowania dostępu do Warszawy działającym wokół stolicy, albo ku niej zmierzającym, siłom AK, oraz zniszczenia funkcjonujących w Puszczy Kampinowskiej oddziałów partyzanckich.
I jak się z tych zadań wywiązali Węgrzy?
Niemcy nie mieli złudzeń co do zachowania się oddziałów II Korpusu Rezerwowego w przypadku wysłania ich do walk z Polakami. Informacje zawarte w dalekopisie gen. Nicolausa von Vormanna skierowanym do dowództwa Grupy Armii „Środek”, po rozmowie z gen. Antalem Vattayem dowódcą II Korpusu Rezerwowego, wskazują, że Węgier bez ogródek wyjaśnił niemieckiemu rozmówcy, iż wykonanie jakichkolwiek zadań skierowanych przeciw polskim partyzantom przez 12 dywizję rezerwową czy też 5 dywizję rezerwową jest niemożliwe ze względu na bratanie się oddziałów węgierskich z Polakami, będące pokłosiem wielowiekowej przyjaźni. Generał von Vormann 19 sierpnia cofnął wydane rozkazy. Obszary wokół stolicy zaczęto nasycać oddziałami kolaboranckimi, głownie kozackimi, ukraińskimi oraz wycofanymi z Warszawy do Kampinosu oddziałami RONA.
Jak generalnie węgierscy żołnierze zachowywali się w stosunku do powstańców?
Zdecydowanie przyjaźnie. Udzielali wszelkiej możliwej pomocy ewakuowanej ludności cywilnej. Przekazywali żywność, środki opatrunkowe, partyzantów z AK idących na odsiecz powstańcom do stolicy oraz wychodzących z niej przepuszczali, co zresztą irytowało Niemców, jak pokazują meldunki, czasami zaopatrując ich w bron i amunicję. Odbywano wspólne spotkania. Doszło nawet pod koniec sierpnia do rozmów mających na celu zawarcie oficjalnego porozumienia i rozpoczęcia otwartej współpracy militarnej przeciwko Niemcom. Rozmowy z polskiej strony prowadził oddelegowany przez gen. Antoniego Chruściela „Montera” (dowódcę powstania), ks. ppłk. Jan Stępień „Szymon”, a jego interlokutorem po stronie węgierskiej był nowy dowódca II Korpusu Rezerwowego gen. Béla Lengyel, były attaché Królestwa Węgier w RP w latach 30 tych. Jednak tak naprawdę obie strony niewiele miały sobie do zaoferowania ze względu na rozbieżne interesy.
W jakim sensie?
Węgrzy ewentualne przejście na stronę AK warunkowali uznaniem ich jako kombatantów przez stronę sowiecką, czego AK, abstrahując od wygłaszanych deklaracji, w realnie nie mogła zapewnić, nie posiadając kontaktu z Sowietami i będąc de facto siłą antysowiecką. Regent Miklós Horthy, przywódca Węgier, był zainteresowany powrotem jednostek korpusu do kraju, bowiem potrzebował ich do obrony Węgier przed nadchodzącą armia sowiecką oraz przed armią rumuńską, po obaleniu rządu marszałka I. Antonescu i przejściu Rumunii na stronę aliantów. Wchodzenie w konflikt z Niemcami w Polsce w obliczu oczekiwanej od nich pomocy w obronie Węgier, byłoby absurdalne. Pomoc dla powstańców, nawet dużej części z 30-tysięcznego korpusu, pomijając to, że Niemcy z pewnością zareagowaliby militarnie na ewentualną próbę połączenia polskich i węgierskich sił, nie zmieniłaby tego, co nieuchronnie nadejść musiało, czyli klęski powstania. Mogła tylko być może wydłużyć, choć nie musiała, czas jego trwania. Natomiast sensowną propozycją ze strony węgierskiej było pośredniczenie honwedów w negocjacjach na temat kapitulacji powstania. Taką misję powierzyli zresztą generałowi Béli Lengyelowi Niemcy, którzy o toczących się negocjacjach polsko-węgierskich byli informowani (i przez Węgrów, i przez własny wywiad). Jak wiadomo z tej oferty strona polska nie skorzystała, a rozmowy w sprawie kapitulacji podjęła samodzielnie pod koniec września, w czasie kiedy wojska węgierskiego opuszczały Polskę (poza 5 Dywizją Rezerwową, która tu została).
PW
*Arkadiusz Karbowiak jest historykiem, publicystą miesięcznika „Historia Do Rzeczy”, znawcą stosunków polsko-węgierskich w trakcie II wojny światowej.
Zdjęcie tytułowe: Fortepan / Jezsuita Levéltár