Back to top
Publikacja: 28.06.2020
Cierpiąca z miłości - życie Erzsébet Galgóczy
Historia


Wydawnictwo Fronda zaprezentowało polskim czytelnikom mało znaną w naszym kraju postać współczesnej węgierskiej mistyczki i stygmatyczki Erzsébet Galgóczy. Jej życiorys i przemyślenia poznajemy dzięki bardzo wiarygodnym źródłom, czyli potwierdzonym zapiskom samej Erzsébet oraz pisemnym świadectwom znających ją osób. Książka została opatrzona świetnym wstępem autorstwa ks. Roberta Skrzypczaka, który wprowadza czytelnika w niezwykle trudny, nawet dla osób wierzących, temat cierpienia i to cierpienia wynagradzającego, które było powołaniem i istotą życia węgierskiej mistyczki.

Erzsébet Galgóczy żyła w latach 1905-1962. Już jako bardzo małe dziecko odczuwała potrzebę męczeństwa i wiele razy ciężko chorowała. Charakteryzowała ją też niezwykła miłość do Jezusa i rosnące zainteresowanie sprawami wiary. Kiedy skończyła 15 lat, choroba, która do końca życia ją unieruchomiła, przekreśliła jej dziecięce marzenia o zostaniu nauczycielką, zakonnicą i misjonarką. Okazało się, że Bóg zaplanował dla niej inną ścieżkę, na którą weszła wcale nie bez obaw i oporów.

Cierpienie bez nadania mu sensu jest niszczące i to w każdym wymiarze - cielesnym, psychicznym i duchowym. Gdy czytałam zapiski węgierskiej mistyczki, przyszedł mi na myśl wywiad, który przeprowadziłam kilka lat temu z Jaśkiem Melą. Powiedział mi wówczas o swoich przeżyciach i przemyśleniach, kiedy jako 13-latek leżał w szpitalu po porażeniu prądem i amputacji ręki i nogi: „Jeżeli chcemy, to [cierpienie] uszlachetnia, jeżeli nie chcemy, to idzie do śmietnika. (…) Odwiedził mnie ks. Łada (…) i powiedział, że cierpienie może być pewnego rodzaju modlitwą, którą można za kogoś ofiarować. Od razu pomyślałem - to był taki piorun: "Ofiarowuję to za Piotrusia." To nadało sens każdej ilości cierpienia. Pomyślałem, że nawet jeżeli z tego szpitala nie wyjdę, wszystko idzie na konto punkcików dla brata. Nie ma nic gorszego niż poczucie bezsensu, a tamte słowa pomogły mi ten sens odnaleźć.”[1]  Sensem życia Erzsébet Galgóczy było pełnienie woli Boga, a Bóg zaprosił ją do cierpienia za konkretne, zagrożone zatraceniem, ludzkie dusze i za jej ukochaną Ojczyznę - Węgry.

Czytając zapiski Erzsébet, towarzyszymy jej w podróży niewyobrażalnej, bardzo trudnej do zrozumienia  i do przyjęcia dla większości ludzi. Późniejsza stygmatyczka przechodzi od buntu przeciwko bólowi i udręce oraz wspieranym wieloma modlitwami marzeniu o powrocie do zdrowia, do zrozumienia wartości cierpienia, jego akceptacji i ofiarowywaniu jako wynagrodzenie. Węgierka cierpi fizycznie i duchowo. Ukochany przez nią Jezus ogałaca ją stopniowo ze wszystkiego, a ona wszystko mu oddaje. „Chciałam wszystkim pomagać. Pragnęłam wziąć na siebie wszelkie udręki. Nie było takiej męki, której, jeśli mi o niej powiedziano, nie wzięłabym na siebie, byleby dogodzić Jezuskowi, sprawić Mu choć małą radość. Dlatego też moje dolegliwości tak się mnożyły, bo wygląda na to, że Jezusek przyjmował moje ofiary” - zapisuje w 1934 roku. Jej życiowa droga oprócz bólu nasycona jest niezwykłymi łaskami i mistycznymi doświadczeniami. Erzsébet ma głęboką, bezpośrednią relację z Matką Bożą, którą nazywa na Jej życzenie „Marysieńką” i która jest jej duchową przewodniczką, nauczycielką i pocieszycielką. Kiedy brakuje kogoś, kto mógłby ją pielęgnować, pielęgniarka zostaje jej przysłana z Nieba - to święta Katarzyna ze Sieny, o której młodziutka Erzsébet nigdy wcześniej nie słyszała. Ktoś nie z tego świata pomaga jej też w gotowaniu i innych pracach, o czym opowiadają naoczni świadkowie.

Cierpienia Erzsébet wzmagają się w czasie II wojny światowej, gdy ofiarowuje je za swój niszczony wojną kraj, poległych i umierających. Leży w piwnicy, w bólach, silnie gorączkująca, z zakażeniem, które wdało się w rany pokrywające jej ciało. Przez wiele dni, pozbawiona widoku światła dziennego, słucha świstu pocisków artyleryjskich, huku bombardowań, a ukrywający się wraz z nią ludzie informują ją o dramatach rozgrywających się na ulicach miasta. Czasami sama jest ich bezpośrednim świadkiem, gdy Matka Boża w niepojęty sposób zabiera ze sobą Erzsébet w podróże po zrujnowanych Węgrzech, gdy ta fizycznie wciąż leży na wiązce słomy w kącie piwnicy. Poruszająca jest opisywana przez nią historia młodego żołnierza, poległego na podwórku domu, w którym mieszkała. Jego ciało wyniesiono na ulicę, gdzie leżało niepogrzebane przez pięć dni. Z listu znalezionego przy zmarłym wynikało, że w domu czekają na niego starzy rodzice. Erzsébet pełna współczucia dla zmarłego i jego bliskich ofiarowuje swoje cierpienia za jego duszę, aby mógł trafić do nieba. „Nie miał trumny, nikt go nie poświęcił, nie otrzymał błogosławieństwa, ale ja w duchu wiele razy dziennie odnajdywałam jego grób i modliłam się za niego. Jezu, trzeba, żebyś się nad nim zmiłował! Przyjmij go do siebie, chętnie wezmę za niego czyśćcowe cierpienia, ale ulituj się nad nim!” Kiedy ludzie, kryjący się wraz z nią w piwnicy, szepczą, że lepiej byłoby, żeby już umarła, bo tak wielkie jest jej cierpienie, ona modli się gotowa wynagradzać „do ostatniej kropli krwi”. „Pragnę mieć swój udział w dziele odkupienia” - zapisuje w 1944 roku.

 

Ci, którzy znali Erzsébet Galgóczy, opowiadają o jej sile, pogodzie ducha, gościnności, zrozumieniu dla problemów innych ludzi, o tym jak miło i budująco było przebywać w jej towarzystwie oraz… jak świetnie gotowała na małej kuchence ustawionej obok swojego łóżka! Wspominają, że się nie skarżyła, nie narzekała. Z nielicznych, dostępnych w internecie zdjęć patrzy na nas kobieta o jasnej, może bladej, twarzy - czasem uśmiechnięta, a czasem znużona i z mocno podkrążonymi oczyma. Na innych widać ją w ekstazie, z czołem głęboko poranionym cierniową koroną. Jak pisze autor wstępu do polskiego wydania książki „Miłość nie zna granic": „Ta książka jednych zgorszy, innych zaś zafascynuje, w każdym razie nikt nie pozostanie wobec niej obojętny” i w pełni zgadzam się z jego słowami. Warto poświęcić czas na lekturę tego niezwykłego życiorysu, tym bardziej, że jest napisany ciekawie i niezwykle ładnym językiem oraz znakomicie przetłumaczony.

Erzsébet Galgóczy, Miłość nie zna granic. Życie i cierpienie największej węgierskiej stygmatyczki, Fronda, Warszawa 2020

 

Marta Dzbeńska-Karpińska